Nie powinno się zaręczać, a zwłaszcza brać ślubu w miesiącu, który nie ma w nazwie literki „r”. A jak jest z lutowymi walentynkami?
Skąd wzięło się to „r”? Teorii jest wiele. Według jednej, „r” ma oznaczać rodzinę, tak więc najlepiej ją planować, biorąc ślub w miesiącu, który w nazwie zawiera tę literę.
Bardziej przekonujące wydają się teorie związane z naturą. Otóż w dawniejszych czasach śluby odbywały się najczęściej po żniwach, kiedy zboża i siano zostały zebrane, warzywa i owoce przetworzone, więc można było sobie pozwolić na odpoczynek i zabawę. Wczesną wiosną i w okresie, kiedy nadchodziła ciężka praca w polu, nie było na to czasu. Czyli w miesiącach takich jak Maius, Junius, Julius, Augustus (obowiązywały nazwy łacińskie), ślubów nie brano. I właśnie one nie miały w sobie „r”.
Poza tym dawniej z zasady dziewięć miesięcy po ślubie rodziło się pierwsze dziecko. I gdyby miało zostać poczęte w maju czy czerwcu, urodziłoby się na przednówku. A przednówek, jak wiadomo, był siermiężny i ubogi, więc rozwojowi niemowlęcia nie sprzyjał. Ktoś powie, ale coś się tu nie zgadza – polski luty jest bez „r”, a łaciński Februarius „r” ma. I jak to rozgryźć? Cóż, pewnie właśnie dlatego walentynkowe śluby jednym wróżą dobrze, innym niestety nie.
Wielka pompa i... wielkie rozczarowanie
W walentynki w 1998 roku pobrali się aktorka Sharon Stone i Phil Bronstein, szef gazety „San Francisco Chronicle”. Oboje po przejściach, oboje przekonani, że tym razem odnaleźli swoje szczęście. Nie na długo. Już wkrótce Phila zaczęto częściej widywano w towarzystwie młodszych od Sharon blondynek, a do jej uszu co i raz dochodziły plotki, że mąż ją zdradza.
Początkowo mu wybaczała, ale wreszcie straciła cierpliwość. Kolejne próby pojednania kończyły się fiaskiem. Po sześciu latach przepychanek para się rozwiodła. A Phil, oskarżając Sharon o rozbicie małżeństwa, zażądał od niej pół miliona dolarów. Co o tyle szokowało, że tuż przed ślubem publicznie oznajmił, że pieniądze nigdy nie miały dla niego znaczenia. I ma wystarczająco dużo swoich, żeby nie prosić o nie żony.
The requested URL was not found on this server.
Wspaniały ślub - a jakie życie?
„Ich ślub śmiało można porównać ze ślubem księcia Williama i Kate, tak był wspaniały!”. Tak pisała prasa o ceremonii zaślubin piosenkarki Halinki Mlynkovej i czeskiego producenta muzycznego Leszka Wronki. I choć z pewnością było w tym sporo przesady, to uroczystość była olśniewająca. Wśród zaproszonych 700 gości byli m.in. piosenkarze Karel Gott i Ewa Farna. Państwo młodzi włożyli sobie na palce obrączki warte 50 tys. zł, a panna młoda trzykrotnie przebierała się w imponujące kreacje.
Ich miłość, którą ślubowali sobie w walentynki 2015 roku, wciąż kwitnie czego dowodem jest wspólnie wydana płyta „Po drugiej stronie lustra”. Ale nie zapeszajmy. Od ich ślubu upłynął zaledwie rok.
Podobnie rzecz ma się z innym walentynkowym małżeństwem. Słynny policjant ze „Złotopolskich”, Paweł Wawrzecki, kilka lat temu w walentynki ożenił się z mieszkającą w USA biznesmenką z branży farmaceutycznej, Izabelą Roman. Data ślubu, choć skromnego, okazała się dla nich szczęśliwa. Aktor zaś, który niechętnie mówi o swoim życiu prywatnym i do walentynek nigdy nie przywiązywał wagi, teraz przyznał, że to dla niego magiczna i dobra data.
W walentynki zaręczyła się (ślub był latem) prezenterka Agnieszka Popielewicz. Jej wybranek, wokalista Grzegorz Hyży, tak na portalu społecznościowym donosił o tym wydarzeniu: „Happy Valentine Day – zakochany w Agnieszce Popielewicz”.
Jak to więc jest z tymi zaręczynami i ślubami? Jedno wydaje się oczywiste: jeśli ludzi łączy prawdziwe uczucie, daty nie mają znaczenia.
Klaudia Klukowska
fot. shutterstock
The requested URL was not found on this server.
The requested URL was not found on this server.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.