Taką wyjątkową niechęć może budzić w nas zgryźliwa koleżanka, mająca wszystkim wszystko za złe, albo pewny siebie kuzyn, który „pozjadał wszystkie rozumy”, czy sąsiadka bezwstydnie uwodząca wszystkich mężczyzn w bloku.
Okazuje się, że każdy z nas ma takich „ulubionych” antybohaterów, na jakich... zasługuje. Brzmi to zaskakująco, ale źródłem takiej niepohamowanej, graniczącej z nienawiścią antypatii do niektórych jesteśmy my sami. Każdy z nas ma bowiem jakąś część siebie, której nie znosi.
Wstydzimy się naszej agresji, nieśmiałości, lęków, kompleksów i staramy się je z własnej psychiki wyrugować. Ale te wyparte do podświadomości części naszego „ja” wcale nie dają za wygraną. Choć nie dostrzegamy już ich u siebie, wyjątkowo dotkliwie drażnią nas u innych. Rzecz w tym, że nie tylko nas wkurzają, ale także niepokojąco fascynują. Więc kiedy mocno kogoś krytykujemy, obmawiamy lub obsesyjnie wyszydzamy czyjeś wady, powinniśmy się mocno nad sobą zastanowić.
Jeśli siebie nie znamy i nie szanujemy wszystkich stron naszej osobowości, to one, zamienione w swoisty cień, prędzej czy później się na nas zemszczą. Pozostając w podświadomości, będą się rozrastać, nabiorą mocy i podstępnej władzy. Dobroć, czułość, altruizm zawsze mają drugą, ciemną stronę: egoizm, agresję, destrukcję. Nie wystarczy wyprzeć się swojego cienia, to nie zbędny rupieć, który można po prostu wyrzucić. Człowiek jest bardziej skomplikowany od kosza na śmieci. To, co wyrzuciliśmy z naszego „ja”, wcale nie leży spokojnie w pojemniku z napisem „przeszłość”.
Im bardziej chcemy zapomnieć o cieniu, tym bardziej rośnie on w siłę, a to dzięki wysiłkowi wkładanemu w to, by o nim zapomnieć. Tłumienie cienia jest tak samo skutecznym lekarstwem dla duszy, jak gilotyna na ból głowy. Podobnie zawodzi przenoszenie go na innych. To oszukiwanie samego siebie i niewyczerpane źródło hipokryzji: dajemy drogówce łapówkę i złorzeczymy na korupcję. Zaniedbujemy obowiązki w pracy, ale narzekamy na niesolidność wynajętego prywatnie fachowca. I tak nakręcamy spiralę obłudy.
Jeśli jednak spojrzymy w głąb siebie i zrozumiemy, co z naszego cienia przenosimy na innych, zaczniemy żyć pewniej i uczciwiej z samym sobą. Oczywiście niełatwo przyznać, że „Piekło to nie inni, to my sami”. Ale warto zdobyć się na trochę odwagi. Potępiając innych, zwodzimy samych siebie, bo nie dopuszczamy myśli, że w nas samych też tkwi zalążek każdego świństwa. Wbrew pozorom taka świadomość – jak każda prawda – bywa oczyszczająca i jest źródłem duchowej siły.
The requested URL was not found on this server.
The requested URL was not found on this server.
The requested URL was not found on this server.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.