Fenomenem miłości od dawna zajmują się całe rzesze naukowców. Neurolodzy potrafią bardzo precyzyjnie wskazać, w którym miejscu człowieka rodzi się miłość. W głowie! A dokładnie w rejonie tak zwanego mózgu gadziego, który jest pozostałością po naszych pełzających przodkach.
W tej bardzo starej części mózgu (liczy sobie jakieś 65 milionów lat) naukowcy wyróżnili jądro ogoniaste, które ma kształt litery C i niezwykle się uaktywnia, gdy przeżywamy miłosne uniesienia. Tak więc palenisko ludzkiej miłości żarzy się w jądrze ogoniastym, a nie w sercu!
Tylko czy oświadczenie: „Moje jądro ogoniaste płonie!” jest w stanie nas zachwycić tak samo, jak (niesłuszne naukowo) wyznanie: „Kocham cię całym sercem”? Zdecydowanie nie! Wolimy słyszeć niemądre czułe słówka niż uczone wywody, że miłość rodzi się na skutek chemicznych przemian w mózgu.
Gdy się zakochujemy, w mózgu wzrasta poziom dopaminy, noradrenaliny i serotoniny – związków neurochemicznych, które wzbudzają i podsycają miłosny ogień. Gdy nasze uczucia zostaną odwzajemnione, poczujemy euforię, lecz gdy ktoś nimi wzgardzi lub pojawią się przeszkody – będziemy cierpieć, ogarnie nas wściekłość, pogrążymy się w rozpaczy.
„Mózg obszerniejszy jest niż niebo” – pisała poetka Emily Dickinson. To piękna przenośnia, zważywszy, że ten niewielki, półtorakilogramowy narząd jest w stanie wytworzyć namiętność tak silną, że niestraszna jej nawet śmierć.
„Mogę dla ciebie umrzeć” – mówimy i oczywiście nie dotrzymujemy słowa, ale jest też wiele dowodów na to, że miłość może przezwyciężyć wolę życia. Romeo dla ukochanej Julii nie zawahał się popełnić samobójstwa!
The requested URL was not found on this server.
The requested URL was not found on this server.
The requested URL was not found on this server.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.