Duńczycy mają hygge, Szwedzi lagom, Polacy „jakoś to będzie”. A fińskie sisu? To patent na szczęście.
Katja Pantzar stoi na drewnianym pomoście wychodzącym w Morze Bałtyckie w jej nowym domu w Helsinkach. Choć słupek rtęci spadł do -10°C, ma na sobie tylko kostium kąpielowy, wełnianą czapkę, rękawiczki i skarpety z neoprenu. Za chwilę zejdzie po metalowej drabince do wyciętego w lodzie otworu, zanurzy się w wodzie. Będzie mieć wrażenie, że tysiące niewidzialnych igiełek kłują jej ciało. „Czuję, że żyję” – pomyśli w euforii. Gdyby dziesięć lat wcześniej ktoś powiedział Katji, że wieczory po pracy będzie spędzać na morsowaniu, zaśmiałaby się. Ona? Młoda, utalentowana, pracowita dziennikarka z apetytem na więcej? Jej życie w Toronto polegało głównie na pogoni – za sukcesami i celebrytami. Tych ostatnich tropiła także po godzinach pracy w modnych klubach. Po latach przyzna, że nie rozumie, jak mogła mierzyć udany wieczór liczbą wypitych drinków i spotkanych celebrytów.
Niespełna trzydziestoletnią Katję coraz częściej zaczynał ogarniać lęk – że nie jest dość piękna, chuda, bogata, że kariera nie tak spektakularna, jak ona by chciała. Na dodatek skończył się jej wieloletni związek, który lubiła opatrywać etykietą „poważny”. Rozpad relacji, oprócz złości i smutku, przyniósł też głębokie rozczarowania sobą. Lęk czuła w ciele: ściśnięta klatka piersiowa, duszności, nocne wybudzenia, uderzenia gorąca. Zdarzało jej się bez powodu wybuchnąć płaczem. Zalegać w łóżku, choć od kilku godzin powinna już być w pracy. Nie jeść przez cały dzień. Stała się zobojętniała. W gabinecie lekarskim usłyszała – depresja. Lekarz tłumaczył cierpliwie: to powszechna choroba, cierpi na nią trzysta milionów ludzi na całym świecie, wielu zdrowieje, pani też się uda, trzeba tylko zadbać o siebie. Ale jak?
Odpowiedź pojawiła się niespodziewanie i nie wprost. Katja pochodzi z rodziny kanadyjsko-fińskich imigrantów. Wraz z rodzicami często podróżowała do Finlandii, ma paszport Unii Europejskiej. Pomyślała: a gdyby tak zmienić otoczenie i wyjechać na rok do Europy? Gdy znalazła ofertę pracy na stanowisko redaktorki anglojęzycznego czasopisma w Helsinkach, nie zastanawiała się. Kupiła bilet w jedną stronę. Wkrótce dowiedziała się, czym jest sisu i wywróciła swoje życie do góry nogami.
To nie duńskie hygge. Tu nie chodzi o kolekcjonowanie drobnych przyjemności i pomnażanie zadowolenia, o przytulność, komfort, błogostan. Żadne ciepłe skarpetki z kaszmiru, wieczory przy kominku i blasku świec z ulubioną książką, drożdżówki z cynamonem i kubek gorącego kakao. To nie szwedzkie lagom. Owszem, szukanie równowagi w każdej sferze życia jest ważne. Ważne, żeby było nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz, ale nie to jest istotą sisu.
Sisu jest przedstawiane jako fiński patent na szczęście. To uboga definicja. Pełniejszej szukała Katja po przeprowadzce do Helsinek, a swoimi odkryciami dzieli się w książce „Odnaleźć sisu. Fiński sposób na szczęście przez hartowanie ciała i ducha” wydanej w 2018 roku. Dla Finów sisu jest czymś naturalnym, tak zwyczajnym jak oddychanie czy chodzenie. To rodzaj codziennej wytrwałości i wytrzymałości w staraniach, żeby wszystko szło gładko, nawet gdy mamy gorszy okres w życiu. Tu nie chodzi o rywalizację czy zwycięstwo w maratonie – słyszała często w odpowiedzi na swoje pytania. Sisu to zacięty upór i szalona odwaga w dążeniu do celu. Także rezerwuar ukrytej siły, do którego można sięgnąć w obliczu problemów.
Gdy Finowie próbują wytłumaczyć nie-Finom, czym jest sisu, podają często przykład lekkoatlety i mistrza olimpijskiego Lassego Viréna, który na igrzyskach olimpijskich w Monachium w 1972 roku przewrócił się podczas biegu na 10 tysięcy metrów. Virén nie tylko wstał i wrócił do biegu, ale jeszcze zdobył złoty medal i ustanowił nowy rekord świata. Fiński sportowiec wykazał się zaciętym uporem i niezwykłą determinacją w dążeniu do celu. Zdeterminowani byli też żołnierze armii fińskiej, którzy na przełomie lat 1939/1940 odparli inwazję radziecką na Finlandię. Sowieci mieli trzy razy więcej żołnierzy, trzydzieści razy więcej samolotów i sto razy więcej czołgów. Słupek rtęci spadł do -40°C. Na północy kraju zapadła noc polarna. Wygrać w takich warunkach? Niemożliwe. A jednak sisu – nieustępliwość i wytrwałość w obliczu wyzwania – dało o sobie znać. Ale może ono też przybierać mniej spektakularne formy – jak jazda na rowerze do pracy w każdych warunkach pogodowych. Kąpiele w morzu o każdej porze roku. Wycieczki za miasto, nawet gdy pada.
Sisu może mieć też swoje ciemne strony. Przesadny upór w dążeniu do celu sprawia, że z pola widzenia znikają inni ludzie. Trudno prosić o pomoc, będąc przekonanym o swojej samowystarczalności. Trudno też udzielać pomocy innym – niech sobie radzą, przecież są twardzi jak my. Ekstremalne dążenie do sisu prowadzi więc do alienacji i samotności. Natomiast „sisu środka”, zdaniem Katji, do szczęścia.
Po przylocie do Helsinek Katja pobiegła do lekarza po receptę na antydepresanty. Ale on przekonywał, że może obejść się bez pigułek. Niech Katja spróbuje zmienić swój styl życia i dietę. Nie pomoże – wtedy sięgnie po antydepresanty. „Zanim przeniosłam się do krajów nordyckich, nie przyszło mi do głowy, że mogłabym uporać się z bólem fizycznym, jak migreny czy skurcze, albo emocjonalnym, jak przygnębienie czy niepokój, bez pigułki lub naciągając kołdrę na głowę” – pisze w swojej książce. Postanowiła jednak spróbować żyć inaczej niż dotychczas. W zgodzie z naturą i sobą. Tak Katja Pantzar weszła na drogę do sisu.
Pierwszy krok
Przez większość życia mieszkała w Kanadzie, gdzie podobnie jak w wielu zachodnich krajach bez samochodu ani rusz. Chodzenie zredukowała do minimum. Na inne aktywności nie miała czasu ani ochoty. Aż w Finlandii poznała nowe pojęcia, od których zaczęła zmieniać swoje nawyki. Liike on lääke po fińsku oznacza „ruch jest lekarstwem”, hyötyliikunta – gimnastykę uprawianą przy okazji. Katja nie odkryła nowego lądu. Nie od dziś wiadomo, że regularna aktywność fizyczna pozytywnie wpływa na ogólny dobrostan i zapobiega wielu chorobom. Często bywa jednak przedmiotem specjalnych zabiegów – wyjścia na siłownię, układania programu ćwiczeń, zajęć z trenerem. Jeszcze jednym obowiązkiem. Czasem kusi, by się z niego wywinąć. Dlatego tak wiele osób ponosi klęskę na polu aktywności fizycznej. Co innego hyötyliikunta – tu ruch jest częścią codzienności i może przybierać mało spektakularne, ale bardzo pożyteczne formy, jak wchodzenie po schodach zamiast jazdy windą, chodzenie na krótkie spacery kilka razy w tygodniu, kilkuminutowe przerwy na gimnastykę w pracy. Ćwiczeń wykonywanych przy okazji może być więcej: sprzątanie, grabienie liści, odgarnianie śniegu, zbieranie grzybów i jagód, zabawy z dzieckiem. W autobusie, na spacerze, w łóżku, podczas oglądania telewizji. Zawsze i wszędzie można dyskretnie wykonać kilka ćwiczeń rozciągających. Wreszcie – rower. Czym się tu zachwycać? W Polsce co druga osoba jeździ na rowerze. Ale czy co druga pokonuje nim drogę do pracy, po zakupy, do znajomych? Jak w Finlandii, gdzie prawie każdy ma samochód, ale nie rezygnuje z roweru, nawet gdy temperatura spada poniżej 20°C.
Katja patrzyła na kolegów i koleżanki z redakcji – jak po przejażdżce rowerem tryskają energią i dobrym humorem. Też tak chciała, więc przesiada się na dwa kółka. „Jazda na rowerze nawet w ponury deszczowy dzień staje się ćwiczeniem zwiększającym sisu – tak, dam sobie radę” – pisze. „Daje sposobność obcowania z przyrodą w miejskim środowisku. W końcu można zobaczyć i poczuć, jak zmieniają się pory roku. Traktuję ją jak inwestycję w dobrostan. Jazda rowerem do pracy budzi mnie i usprawnia krążenie. Mózg zaczyna działać i wpadam na nowe pomysły. Pod koniec dnia, pedałując, pozbywam się stresu”.
Drugi krok
Po raz pierwszy Katja zanurzyła się w lodowatej wodzie w walentynki, w mroczny i zimny lutowy wieczór. Od razu zakochała się w morsowaniu. Mimo że zdrętwiały stopy w neoprenowych skarpetach. Gdy wyszła z wody, zdrętwiałe części ciała mrowiły. Po chwili Katja poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. „Zupełnie, jakbym dopiero co miała masaż lub wzięła silny środek przeciwbólowy o szybkim działaniu” – napisze potem. Tamtej walentynkowej nocy spała smacznie jak rzadko kiedy. Była spokojna i zadowolona. Do morsowania wraca teraz co tydzień. To sposób na wiele dolegliwości: od zmęczenia i stresu po napięcia karku i mięśni. Wspomaga też odchudzanie, redukuje stany zapalne, poprawia stan skóry. Może także zwiększać odporność organizmu na choroby, choć w tym przypadku brakuje badań, które by to jednoznacznie potwierdziły. Na pewno morsowanie poprawia nastrój, o czym przekonała się Katja
. „Zaczynam traktować morze jak aptekę, ponieważ bóle i problemy zostają w wodzie. Morsowanie jest jak medytacja – zmusza do uważnej obecności, tu i teraz. To bezcenne doświadczenia dla osoby, której ciągle towarzyszy niesprecyzowany lęk, która się zamartwia.
Trzeci krok
Katja jest specjalistką od zamartwiania się. Ono jednak znika w kłębach gorącej pary. W tłumie golasów, z których żaden nie przejmuje się swoim nagim ciałem, nie tropi jego niedoskonałości. Sauna jest po to, by ciału pomóc lepiej funkcjonować, a psychikę odciążyć. Tu chodzi o oczyszczenie, ale też spotkanie w gronie znajomych – saunowanie to wydarzenie towarzyskie, choć czasem jest pretekstem, by w samotności pobyć ze swoimi myślami. W Finlandii żyje 5,5 mln ludzi i jest około 3,3 mln saun. Chodzą do nich wszyscy: starzy, młodzi, dzieci, nawet kobiety w ciąży, biedni i bogaci. Sauna zmniejsza napięcie, rozluźnia mięśnie, łagodzi ból, poprawia krążenie, obniża ciśnienie krwi, pomaga usuwać toksyny z organizmu, zapewnia spokojniejszy sen. „Zaczynam traktować to miejsce (saunę – przyp. red.) jako współczesną wersję pradawnego ogniska: siedzimy na drewnianych ławkach zebrani wokół piecyka i opowiadamy sobie różne historie lub omawiamy sprawy dnia” – pisze Katja.
Kolejne kroki
Nowy, nordycki styl życia Katji Pantzar to także przyrodoterapia, czyli korzystanie z leczniczych właściwości natury. Podczas spacerów po lesie, obserwowania przyrody, pływania łódką w trakcie weekendu spędzonego w domku letniskowym, piknikowania, jazdy na nartach, opalania na plaży. To też nowa dieta – zdroworozsądkowa i prosta, bogata w warzywa, owoce jagodowe, produkty pełnoziarniste i tłuste ryby. Nowe podejście do przedmiotów – teraz Katja ma ich mniej, ale są one lepszej jakości. Nawet do głowy jej nie przychodzi, by w weekend wybrać się do galerii handlowej. To czas dla rodziny, którą założyła właśnie w Finlandii. Tak, Katja Pantzar na razie nie zamierza się stąd ruszyć. Pokochała ten zimny kraj, jego mieszkańców i… sisu.
Ktoś zapyta: co wspólnego z determinacją, uporem i wytrzymałością mają sauna czy zimne kąpiele. Gdzie tu jest sisu? Wieloletnia badaczka sisu Emilia Lahti z Aalto University twierdzi, że dbałość o ciało wzmacnia także psychikę. Sisu zaczyna się od troski o swój dobrostan. W zdrowym ciele zdrowy upór i siła do stawienia czoła przeciwnościom. Hartowanie ciała to hartowanie ducha, o czym wspominał fiński kompozytor Sibelius: „Sisu jest niczym metaforyczny zastrzyk w ramię, który pozwala jednostce dokonać niemożliwego”.
tekst: Ewa Pluta
dla zalogowanych użytkowników serwisu.