Miłość w godzinach pracy

Janusz Józefowicz i Natasza Urbańska JANUSZ JÓZEFOWICZ I NATASZA URBAŃSKA poznali się, kiedy ona miała zaledwie 15 lat.
Wtedy nie przyjęto jej do ekipy „Metra”, bo była za młoda.
Zaczęli razem pracować, kiedy ona miała lat 17, a on – 35.
Przez jakiś czas byli jedynie znajomymi z teatru.
Ale dość szybko zostali parą. A potem – małżeństwem.


Zakochany pracuje lepiej?

A jednak ich obchodzi. I w związku z tym niejednokrotnie zdarza się, że sprawy intymne dwojga ludzi stają się przedmiotem rozmów na oficjalnym forum.

Karolina swojego dzisiejszego męża Jarka znała jeszcze ze studiów. Potem oboje dostali pracę w tej samej japońskiej firmie. W końcu zostali parą. Wiedzieli, że muszą się z tym kryć, bo Japończycy nie przepadali za firmowymi romansami. Ale w któryś weekend pojechali do Sopotu. Szli brzegiem morza, trzymając się za ręce, gdy ktoś zawołał: „Hello, Kate, Hello Jeremi!”. Był to ich irlandzki szef. Kiedy w poniedziałek wrócili do pracy, szefowa Karoliny, Japonka, wezwała ją na rozmowę.

Potem w ich sprawie odbyła się cała debata. Ponieważ byli cenni dla firmy, podjęto decyzję, że zostają. Ale kilka tygodni potem okazało się, że w firmie jest jeszcze jedna zakochana para. Taka, której udało się utrzymać związek w tajemnicy do samego końca – czyli do dnia, w którym rozdali współpracownikom zaproszenia na ślub. Po tym wydarzeniu japońskie kierownictwo ogłosiło, że to koniec romansów. I że jak się ktoś odważy, to wylatuje.

reklama

– Nikogo jakoś nie dziwi, że młodzi ludzie łączą się w pary na uczelniach – komentuje dr Leszek Melibruda, psycholog biznesu. – Ale kiedy po studiach ci sami ludzie idą do pracy, często dowiadują się, że tu łączyć się w pary nie powinni. No i rzeczywiście, warto sobie zadać pytanie: dlaczego na studiach można, a w pracy już nie? Ja osobiście mam mieszane uczucia w stosunku do specjalistów od zarządzania, którzy tak kategorycznie zakazują bliskich związków. Co właściwie ich upoważnia do podejmowania decyzji dotyczących stylu życia pracowników – na przykład wyboru partnera?

Moim zdaniem ci ludzie zapominają o tym, że naruszają granice osobiste. Poza tym nie można przecież z całą pewnością powiedzieć, że jeśli ludzie wchodzą ze sobą w związek albo mają romans, to gorzej pracują. Warto też wiedzieć, że są firmy, szczególnie w Ameryce, w których panują zasady dokładnie odwrotne – wspiera się tam związki między pracownikami, na przykład łączy się takich ludzi w pary zadaniowe albo przenosi do tych samych zespołów, angażuje do wspólnych projektów.

Do Polski ta moda chyba jeszcze nie dotarła. Za to firm, w których romanse są źle widziane, jest coraz więcej. A szkoda, bo biurowa miłość wcale nie sprawia, że gorzej pracujemy. Jest odwrotnie! Naukowcy z uniwersytetu North Dakota (USA) udowodnili, że firmowi zakochani mają więcej pomysłów, łatwiej się dogadują z innymi, są pełni energii i radości, co dobrze działa na innych. W rezultacie nie tylko oni lepiej pracują, ale i ci, którzy się z nimi stykają. A może ci, którzy zabraniają romansowania w biurze, po prostu nie chcą nam komplikować życia? Przecież nie wszyscy romansujący są wolni – czasem mają partnerów, rodziny…

– Nawet jeśli tak jest, to znów nie bardzo rozumiem, co ich do tego upoważnia – dziwi się Melibruda. – Dbałość o wysoki poziom moralny? Takimi rzeczami, jak zapobieganie zdradzie czy walka o trwałość małżeństwa mogą się interesować księża. Ale firmy powinny się zajmować raczej doskonaleniem efektów pracy.

Człowiek sam ma prawo decydować, czy chce być dalej w swoim związku i o tym, jaki to ma być związek. Czy jeśli ktoś ma żonę albo męża i poszukuje partnera doraźnego, to powinien być za to ukarany? Niby dlaczego? Już nie mówiąc o tym, że przecież nie ma nigdy gwarancji, że z tego romansu nie powstają trwałe związki – bo bardzo duża liczba biurowych romansów właśnie w coś takiego się przeradza.

Justyna Pochanke i Adam PieczyńskiJUSTYNA POCHANKE I ADAM PIECZYŃSKI
On był dyrektorem programowym TVN24, ona – najpopularniejszą dziennikarką.
Dziś są siedem lat po ślubie.


Skazani na firmową miłość?

Ze statystyk wynika, że aż 6 na 10 stałych związków tworzą ludzie, którzy poznali się w pracy. Bo – bez względu na to, co o tym sądzą szefowie korporacji, prawda jest taka, że coraz częściej zakochujemy się w tych, z którymi pracujemy. Co prawda dokładnych badań jeszcze nie zrobiono, ale w ankietach przeprowadzonych przez portale internetowe do wejścia w bliski związek ze współpracownikiem przyznaje się od jednej czwartej (Wirtualna Polska) do aż połowy (www.hotjob.pl) osób.

Joanna, Monika, Kasia i Zuzanna nie widziały się od matury. Odnalazły się dzięki Naszej Klasie i postanowiły spotkać, by odświeżyć przyjaźń. Były ciekawe, co słychać u szkolnych przyjaciółek. Na spotkaniu wspominały między innymi to, jak poznały swoich facetów, bo wszystkie zdążyły już wyjść za mąż. I okazało się, że tylko Zuzanna związała się z Piotrem podczas studiów na medycynie. Mąż Aśki, zanim został mężem, był po prostu kolegą z pracy – siedzieli w tym samym pokoju  przez dwa lata. Między Moniką i Adamem po raz pierwszy coś zaiskrzyło, gdy wyjechali razem w delegację. Wrócili jako para. A Kasia zakochała się w Jacku już podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Bo Jacek był specjalistą od rekrutacji w firmie, w której chciała dostać pracę. I dostała.

– To, że coraz więcej par poznaje się w pracy, wiąże się nie tylko z tym, że spędzamy w niej więcej czasu, ale i z tym, że coraz więcej kobiet pracuje zawodowo. Wyrównują się proporcje między zatrudnionymi kobietami i mężczyznami – zauważa dr Melibruda. – 20 lat temu było inaczej.

Wybieramy sobie na obiekty uczuć osoby, z którymi pracujemy, nie tylko dlatego, że nie mamy czasu na spotykanie innych, ale także dlatego, że spędzamy ze współpracownikami najwięcej czasu. A – znów według naukowców – im dłużej z kimś przebywamy, tym większa szansa, że coś do niego poczujemy. Cóż – chyba nikogo nie widujemy częściej niż kolegów i koleżanki z pracy.

W dodatku jeśli się razem pracuje, po prostu łatwiej się bliżej poznać – więcej jest okazji, by do osoby, która nam się podoba, podejść. I zawsze jest o czym pogadać. Łatwo się też czegoś o upatrzonym obiekcie dowiedzieć – można wypytać znajomych na przykład o to, czy nie ma on przypadkiem żony albo czy nie jest po prostu znanym firmowym podrywaczem, czy to odludek, czy może dusza towarzystwa. Nic więc w tym dziwnego, że coraz poważniej myślisz o kawie z tym przystojnym blondynem spod okna. Jeśli jesteś samotna, to może być twoja życiowa szansa.

Źródło: Wróżka nr 4/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka