Strona 1 z 2
W sklepie z butami stały niebieskie wysokie szpilki, jakby stworzone dla niej. Były drogie, ale na koncie wciąż było sporo pieniędzy zgromadzonych przez Stefana. W domu zadzwoniła do fotografa. Ma już niebieskie szpilki. Może pozować do zdjęć.
Iwona zacisnęła zęby i weszła na pocztę. Ręce jej drżały i pewno źle wyglądała. Pani w okienku spytała, czy może podać jej wody. – Dziękuję, nie – powiedziała Iwona, łapiąc oddech. Była na poczcie po raz pierwszy. Przedtem wszystkie płatności załatwiali rodzice, a później mąż. Jej wspaniały mąż, Stefan. Byli parą od liceum. Zaczęło się od tego, że na jakiejś szkolnej wycieczce zaprowadził ją do kotłowni budynku, w którym mieli lokum i kazał się położyć na betonie. Odtąd czuł się odpowiedzialny za jej życie. Powiedział jej to: – Należysz do mnie i będę się tobą opiekował.
Ślub na płaskim obcasie
Po maturze wzięli od razu ślub. Rodzice kupili jej beżową sukienkę z tafty i buty ze srebrną sprzączką. Na płaskim obcasie, rzecz jasna, bo mama zawsze mówiła, że wysokie obcasy noszą tylko dziwki.
Jeszcze nim urodził się Staś, rodzice Stefana umarli w jednym tygodniu. Najpierw na raka ojciec, a później mama na zawał serca. Stefan kończył już architekturę. Wyszykował dom rodziców za ich oszczędności. Wymienił dach i podbił fundamenty cementem, bo ściany zaczęły niebezpiecznie pękać. I kupił krzaki do ogrodu. A potem firanki i kilka mebli.
Raz na tydzień odbywali seks. – Jesteś wątła. Siedź w domu – mówił. Na święta zamawiał wszystko z restauracji, bo Iwona nie da oczywiście rady przygotować żadnych dań. Sięga mu zaledwie do ramion. Chuda, nędzna, chuchro.
reklama
Kiedy urodził się Staś, Stefan kupował pieluchy i odżywki. Iwona straciła mleko. Kupił wtedy piwo i kazał pić, bo to pomaga. Żadnych przypraw ani soli. Ścisła dieta i owoce, żeby nie zaszkodzić synkowi. Stefan nigdy nie wziął Stasia na ręce. – Boję się, żebym go nie połamał – mówił. Kiedy mały skończył trzy lata, wybrał przedszkole i zatrudnił kobietę, która go przyprowadzała i odprowadzała. – Sama nie możesz tego robić – mówił – bo jeszcze ktoś was napadnie.
Któregoś razu Iwona musiała sama Stasia odebrać, bo kobieta zachorowała. Po drodze złamał się jej obcas. Szewc był tuż za rogiem, ale czekała z dzieckiem na chodniku, aż przyjedzie mąż. Bała się, a nuż ktoś ich napadnie albo straci drugi obcas, upadnie i połamie sobie nogi.
Nie miała koleżanek i znajomych. Tylko psa. Stefan przyniósł go i powiedział, że to prezent od pewnej pani. Pies nie sprawiał żadnego kłopotu. Wystarczyło go wypuścić do ogrodu i nakarmić.
Wylew dopadł Stefana w 39. roku życia. Lewą stronę miał sparaliżowaną, twarz wykrzywioną. Nie był rośliną. Rozumiał, co się do niego mówiło, ale nie był w stanie niczego powiedzieć i tylko z trudem podnosił prawą rękę. Iwona musiała wreszcie pójść na pocztę. Nazbierała się kupka rachunków. Udało się. Nikt jej nie napadł po drodze. Powiedziała Stefanowi, że rachunki spłacone, a on wykrzywił usta w drwiącym grymasie. Włożyła pod poduszkę nóż.
Znów wyszła z domu. Ośmieliła się wejść do sklepu. Serce waliło jej jak oszalałe. Stefan zawsze mówił, że jest taka niska, chciała więc kupić sobie buty z najwyższym obcasem, jaki był w sklepie. Że jak będzie wyglądała na wyższą, odstraszy napastnika.
Jeszcze przed wylewem Stefan wysłał syna do siostry w Anglii, żeby tam nauczył się angielskiego. Siostra zadzwoniła do Iwony i powiedziała, że Staś zaczął chodzić w Londynie do szkoły i nie ma sensu go odsyłać, skoro Stefan jest w takim stanie.
Przybłąkał się kot. Był czarny ze śmieszną plamką na nosie. Od razu wzięła go do łóżka, objęła. Poczuła ciepło drugiego ciała. Ze Stefanem spali oddzielnie. Nie znosił, żeby ktoś inny dzielił z nim łóżko. Kot zaczął szaleć, nie wyglądał już tak fatalnie jak wówczas, kiedy go przyprowadziła z ogrodu. Porwał firanki. Wyciągnęła maszynę i próbowała zszyć. Ale trzeba było kupić nowy materiał. Powinna spytać Stefana o zgodę, ale od jakiegoś czasu spał całymi dniami, więc nie chciała go budzić.
Wyszła do sklepu w butach na wysokich obcasach. Kupiła materiał, nie myśląc o tym, czy spodoba się Stefanowi. Zdziwiła się, że nie było w niej żadnego strachu. W domu zdjęła buty i od razu zaczęła się bać. Szyła, pruła i znów szyła firanki, aż w końcu były gotowe. Próbowała pokazać je Stefanowi, ale nawet na nie nie spojrzał. Nigdy nie patrzył na to, co przygotowała, nigdy nie chwalił jej potraw, przyjmował wszystko za rzecz oczywistą i niewartą gadania.
Niebywale piękne nogi, jak wytoczoneSkończyły się jego lekarstwa i Iwona musiała pójść do apteki. Włożyła nowe pantofle, weszła do apteki i zauważyła, że ręce wcale jej się nie trzęsą. Na ulicy podszedł do niej młody chłopak w dżinsach. Poprosił o chwilę rozmowy. Pomyślała, że ma w torebce scyzoryk. Choć wyglądał nieporządnie i powinna się go bać, serce nie biło jej ze strachu. Powiedział, że przygotowuje zdjęcia do reklamy rajstop, a ona ma niebywale piękne nogi. Jak wytoczone. Czy pozwoli się sfotografować? On oczywiście za sesję zapłaci. Mógłby poprawić inne, mniej ładne niż jej nogi za pomocą komputera, ale lubi fotografie naturalne. Iwona się nie zgodziła. Ale fotograf i tak wrzucił jej wizytówkę do torby z lekami. Jeśli się zdecyduje, niech do niego zadzwoni. Będzie czekał.
Zadzwoniła siostra z Londynu. Pytała, jak się czuje brat. Wszyscy tylko dzwonili, a nikt nie przychodził, Iwonie zdawało się, że koledzy Stefana też są jakby chorzy albo ich dom stał się zapowietrzony. Z banku przyszło ponaglenie, że jakiś rachunek nie został zapłacony. Iwona otworzyła szafkę, gdzie leżały wszystkie dokumenty. Na dnie szuflady odkleił się papier, którym wyłożyła ją jeszcze matka Stefana. Był cały zasikany. Widocznie podczas sprzątania zapomniała zamknąć szufladę i musiał wejść do niej kot. Oderwała papier. Była pod nim kartka.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.