Strona 2 z 2
Szli zaśnieżonymi ulicami. Ubrali dziewczynkę w ciepłe śpioszki i zawinęli w kocyk. Na ręce małej Tamara napisała długopisem: mam na imię Katarzyna. Na ulicach było pusto, wiał zimny wiatr, ale w pobliżu domu, w którym zainstalowano okno, kilku robotników usuwało awarię. Obok dziury w ziemi stała nieduża koparka. Radek schował się za węgłem domu. Postanowili, że to ona zostawi dzieciaka.
Skrzypiał śnieg. Okno było tuż-tuż. Wtem dziecko zapłakało. Tamara przystanęła. I nagle, trzymając kurczowo dziecko w ramionach, puściła się biegiem przed siebie. Radek też zaczął biec z tyłu. Jeden z robotników odłączył się od grupy i dogonił Tamarę: – Co chcesz zrobić? Podrzucić dziecko? Przez całe życie będziesz tego żałowała, jeśli nie masz serca z kamienia. Podbiegł do nich Radek. – A ten to kto? – spytał robotnik. – Nie chcę go! – krzyknęła Tamara. – Nigdy go nie chciałam. Nigdy, nigdy! – To spływaj, koleś – powiedział robotnik. Był barczysty i o dwie głowy wyższy od Radka. – Chodź, dziewczyno – powiedział. – I nie bój się, on ci nic nie zrobi.
Weszła do kabiny koparki, która napełniła się wonią drzewa sandałowego. Tamara powiedziała, że musi pojechać z Kasią do domu dziecka. – Zawiozę cię – zaproponował robotnik. – Mam tu w pobliżu starego grata, podrzucę cię i zaraz wracam do roboty. Koledzy się zgodzą.
Sierocy krąg
Tamara zaczęła łomotać do drzwi. Otworzyła dyżurna i zaprowadziła ją do izolatki, gdzie miała przeczekać noc. Dziecko spokojnie spało. Wczesnym rankiem przyszła dyrektorka. – A więc jesteś kolejną dziewczyną, która nam podrzuca dzieciaka. A kiedy on urośnie, podrzuci nam z kolei swojego. Sierocy krąg. Nie sądziłam, że i ty to zrobisz – powiedziała. – Tylko na trzy dni, później ją zabiorę – odpowiedziała Tamara. – Nie zabierzesz – smutno powiedziała dyrektorka. –Wiesz o tym tak samo dobrze jak ja.
Tamara wróciła do mieszkania. W drzwiach tkwiła kartka. Któryś z kolegów Radka napisał, że jej chłopak zginął w bójce ulicznej. Dostał nożem przed dyskoteką.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Minęły trzy miesiące. Tamara wróciła do pracy. Kupiła nowy sedes i telefon komórkowy. Z domu dziecka zatelefonowano, że poszukuje jej młody mężczyzna. Był już w bidulu kilka razy, dopytywał się o jej numer, ale bez zgody Tamary nie chcieli mu go podać. Twierdzi, że uratował to dziecko i ma wobec niego zobowiązania. Wspominał coś o koparce. Tamara pozwoliła podać mu jej telefon.
W sobotę do jej drzwi zapukał wysoki mężczyzna w garniturze. Przyniósł kwiaty i butelkę wina. Powiedział, że od chwili, gdy ją zobaczył na zaśnieżonej ulicy, zaczął za nią tęsknić. Za jej oczyma i za zapachem. Jego nieżyjąca już babcia miała różaniec z drzewa sandałowego. Od dzieciństwa lubił ten zapach. Spytał, dlaczego nie odebrała dziecka z sierocińca.
– Bałam się, że mała umrze – powiedziała Tamara. – Dlaczego zaraz ma umierać – zdziwił się mężczyzna. I dodał, że tej nocy, kiedy odwiózł Tamarę do domu dziecka i położył się nad ranem spać, po raz pierwszy w życiu przyśniła mu się babcia. Przywieź mi tę dziewczynę na grób, powiedziała, znalazłam ją dla ciebie. Miał plan: pojadą z Tamarą na święta do jego rodziny. Ona zabierze z sierocińca dziecko. Zawiozą je do jego rodziców.
On powie, że to jego dziecko. Już telefonował, że ma dla nich niespodziankę. Tata jest rolnikiem, a właściwie był, bo z dawnego gospodarstwa został mu dom i ogród. Na święta zawsze zjeżdżają się bracia z żonami i dziećmi. Ma ich czterech. Wszyscy po zawodówkach i technikach, pracują, porządne chłopy. Są bardzo zżyci. Matka ciężko choruje i ożywia się dopiero wtedy, gdy do domu zjadą wnuki. Ma do niego ciągłe pretensje: kiedy się ożenisz i kiedy się ożenisz.
Świąteczny prezent Tamara poszła po córeczkę. Dyrektorka się zdziwiła: – I naprawdę nie przyniesiesz jej z powrotem? Pielęgniarka pokazała Tamarze, jak przewijać i czym karmić niemowlę. Przyniosła paczkę pampersów. Pojechali samochodem do rodzinnej wsi Kajetana. Po drodze opowiadał, że kupił go w Niemczech. Pracował tam na budowie, odłożył trochę pieniędzy. Wiezie prezenty świąteczne. Cały bagażnik jest załadowany.
Dom rodziców Kajetana stał pośrodku wsi. Był niewielki, murowany. Zatrąbili przed furtką i wyszedł z niego ojciec. – To moja dziewczyna i moja córka – powiedział Kajetan. – A ślub? – spytał ojciec. – Myślałem, że zapytasz o wnuczkę, Katarzynę, a ty od razu o ślubie. Ślub nie zając, nie ucieknie. Tamara weszła do mieszkania. Było w nim pełno ludzi. – Moja dziewczyna – głośno przedstawił ją Kajetan. Wszyscy rzucili się do oglądania dziecka. Na kocyku widniała pieczątka: Dom dziecka nr 7. – A to co? – spytała matka. – Tamara wychowywała się w domu dziecka – powiedział Kajetan – i ten kocyk dostała w prezencie. – Chcę od razu wam to powiedzieć – głośno dodała Tamara. – Jestem podrzutkiem. Nie mam żadnej rodziny.
W pokoju zapadła głęboka cisza. – Co tu tak pięknie pachnie? – przerwał milczenie ojciec. – Pamiętacie różaniec babci z Ziemi Świętej, ten włożony do jej trumny? On też tak pięknie pachniał. Znów zapanował gwar. Wszyscy rozmawiali z wszystkimi. Tamara nigdy nie była wśród ludzi tak wesoło się śmiejących. Matka powiedziała, że zaopiekuje się wnuczką – niech Tamarka pozna rodzinę, nim wieczorem siądą do Wigilii. Stół nakryty był białym obrusem, pod nim leżało siano. Na choince paliły się lampki. Tamara uszczypnęła się w nogę, żeby się upewnić, że nie śni. Że zdarzył się cud, że dostała niezasłużoną nagrodę.
– Wprowadzę się do ciebie, chcesz? – spytał cicho Kajetan. – Z twojego mieszkania zrobimy cacko. Będziemy mieć jeszcze jedno dziecko. Zarobię na rodzinę, nie bój się. – Boję się, że umrzesz. Że Kasia też umrze. Ludzie, którzy są blisko mnie, umierają. Jestem naznaczona. – Musisz coś wiedzieć – szepnął Kajetan. – Babcia powiedziała mi we śnie: Weź tę dziewczynę, nie umrze ten, kto ją pokocha naprawdę. Nie rozumiałem dotąd tych słów. Przestań myśleć o śmierci. Nie jesteś już sama. Masz mnie i rodzinę. A teraz rozpakujemy prezenty.
Barbara Pietkiewicz
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.