Czarownice z Triory

Bezbronne kobiety i gorliwy biskup Bezbronne kobiety i gorliwy biskup
Pierwszą torturowaną była Isotta Stella (jej rodzina do dziś mieszka w Triorze), 60-letnia wówczas bogata mieszczka z Cabotiny. Kiedy Stella zmarła w trakcie tortur, inna, młoda zielarka, wyskoczyła z okna, zanim kat zdążył ją spętać. Zginęła na miejscu. Inkwizytor uznał, że była opętana, bo inaczej przecież nie targnęłaby się na własne życie. Pozostałe, mimo starannie zaplanowanych okrutnych tortur, uporczywie odmawiały przyznania się do winy.

Po kilkunastu miesiącach sędziowie wydali wyrok śmierci na kolejne trzy kobiety. Ale stosy nie zapłonęły, ponieważ obserwatorzy ze strony Kościoła uznali, że choć skazane są zielarkami, to nie dowiedziono, żeby parały się czarną magią. Kuria zabroniła wykonać wyrok… Biskup zażądał wyjaśnień od proboszcza del Pozzo. Ten wyjaśnił, że tylko trzem kobietom spalono stopy, tylko pięć utrzymywano w stanie permanentnego czuwania, nie pozwalając im na sen. Jedna przyznała się już po godzinie tortur, które zresztą „rzadko stosowano dłużej niż przez godzinę bez ustanku”. Z 30 kobiet za czarownice uznano 13.

Osobiście przesłuchał je przybyły z Genui biskup. Przyznał, że nie trzeba ich palić na stosie, ale ponieważ są czarownicami, odesłał je do więzienia w stolicy. Tam Catarina Capponi przyznała, że posiada garniec diabelskiego oleju i wskazała, gdzie go ukrywa. Bianchina, Battistina i Antonina Scarello przyznały, że we trójkę porwały i zabiły dzieci kowala Lorenzo. A także wywołały burzę, która zniszczyła winnice. Antonina oświadczyła, że przygotowała truciznę z mózgu kota i krwi ludzkiej, której użyto, żeby uśmiercić dwie osoby.

Wdowa Moro przyznała się do zabicia 25 dzieci nienarodzonych, w tym ośmiorga własnych, a 13-letnia Giovanettina Ozenda – że brała udział w nocnych tańcach czarownic. Została zwolniona, bo nikogo nie zabiła. Inne pozostały w lochach Genui jako morderczynie i czarownice. Ale biskup nie chciał skazywać ich na śmierć. Pozostawił tę decyzję Watykanowi. Trzy domniemane morderczynie w lutym „zmarły w więzieniu”. W maju – kolejne dwie. Rok później pozostałe przy życiu kobiety wróciły do domu. Nie „dowiedziono” im zabójstw. Wtedy też odezwał się Watykan. Za nieludzkie metody tortur Giulio Scribani został obłożony ekskomuniką. Ale karę cofnięto, bo wstawił się za nim kardynał Sauli.

reklama

Wiedźmy nie odeszły z Cabotiny...
Minęło kilka stuleci. Domki na Cabotinie zapadły się w sobie. Ludzie powoli zapominali o procesie. Ale miasteczko już nigdy nie miało odzyskać dawnej świetności. Piekarze i hodowcy winorośli przenieśli się na dół, gdzie założyli nową osadę Mollini di Triora. Bogate mieszczańskie domy popadały powoli w ruinę. Cabotina pozostała niezamieszkaną enklawą, do której Włosi lękali się wchodzić. Miasteczko pustoszało. Jeszcze zdążył się tu narodzić błogosławiony Giovanni Lentura, misjonarz, co zginął w Chinach przed 150 laty. I tyle. Triora, choć wciąż ma ratusz, jest dziś wioską. Liczba mieszkańców spadła do 410... Czy są wśród nich czarownice?

Nikt nie wie na pewno. Ale kobiety nie wymawiają tu na głos słowa Cabotina, a 24 czerwca, w noc sabatu, do świtu płoną na ulicach ogniska. Rodzice nie spuszczają z oka swoich dzieci. Wierzą, że jakaś stregha może je porwać, by ssać ich krew. Wierzą, że czarownice nie odeszły. Bo wiedźma nie może przecież umrzeć, dopóki nie przekaże swojej wiedzy następczyni. To znaczy, że istnieje przynajmniej jedna. Że wciąż strzeże tego miejsca, z którego przy pełni księżyca słychać nagły skowyt i widać bladą poświatę.

Czarownice z Salem
Ten najsłynniejszy proces o czary rozpoczął się od... konwulsji. Dwie nastolatki dziwne drgawki, którym ulegały, przypisywały czarom. Podały nawet nazwiska kobiet, które je zaczarowały. Te z kolei zaczęły ochoczo oskarżać dalej. Lista się wydłużała. Nikt w Salem nie mógł spać spokojnie... Z około 80 oskarżonych powieszono 19. Podczas procesu stosowano osobliwą metodę prowadzenia śledztwa: jeśli ktoś się przyznał, puszczano go wolno. Za nieprzyznanie się do winy – śmierć. Co było przyczyną „opętań”?

Do dziś nie wiadomo. Niektórzy oskarżają sporysz – pasożytniczy grzyb zbóż, wywołujący halucynacje. Inni uważają, że przyczyną szaleństwa była... nuda panująca w surowej purytańskiej społeczności. Jakkolwiek by było, dzięki procesowi niepozorna miejscowość Salem zrobiła międzynarodową karierę: sztuka Arthura Millera „Czarownice z Salem” jest grana w teatrach na całym świecie. Zrealizowano też na jej podstawie film z Winoną Ryder i Danielem Day-Lewisem.

500 lat procesów
„Czarownicy nie zostawisz przy życiu” – mówi Księga Wyjścia (22:18). Na te słowa powołał się papież Innocenty VIII, wydając w 1484 roku bullę potępiającą czary i zezwalającą na karanie śmiercią czarownic i czarowników. Tak to się zaczęło. Polowania na czarownice trwały przez ponad 300 lat – zarówno w krajach katolickich, jak i protestanckich. Procesy nie zawsze zresztą kończyły się wyrokiem śmierci – mniej więcej 1/3 oskarżonych kobiet palono na stosie. Czasem wyroki były łagodniejsze – chłosta czy wypędzenie z gminy. I choć stosy przestały płonąć w Europie w połowie XVIII wieku, ostatnia osoba została skazana za czary w… 1944 roku.

Była to Brytyjka Helen Duncan, medium spirytystyczne. Przekazywała ona informacje uzyskane drogą nadprzyrodzoną na seansach spirytystycznych – i to właśnie było głównym powodem oskarżenia. Helen spędziła w więzieniu dziewięć miesięcy. Duchy w tym samym roku kontaktowały się również z jej rodaczką, Jane Rebeccą Yorke, i dostarczały jej informacji o osobach walczących na froncie. Jane oskarżono o wywoływanie paniki i skazano na grzywnę. Czary oficjalnie przestały być w Wielkiej Brytanii przestępstwem dopiero w 1951 roku.


Grzegorz Kapla

Źródło: Wróżka nr 6/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka