Pracowity kat papiestwa

Z polecenia papieży ścinał głowy toporem i gilotyną przez 68 lat. 561 nieszczęśników, których pozbawił życia, miało tę wątpliwą przyjemność, że z każdej egzekucji niespełniony malarz Jan Chrzciciel Bugatti zwany Ściętym potrafił wyczarować prawdziwie teatralny spektakl.

Pracowity kat papiestwaRok 1974 miał się ku końcowi i cały Watykan szykował się właśnie do uroczystych obchodów roku świętego 1975. Roku, w którym Paweł VI zamierzał ogłosić encyklikę potępiającą wszelkiego rodzaju przemoc, jakiej obywatele wielu państw świata doznawali ze strony swoich rządów. I to wtedy członkowie Świętego Przymierza dowiedzieli się, że jedna z włoskich wytwórni kończy montaż pewnego filmu. Fabuła oparta była na historii dwóch włoskich rewolucjonistów, którzy w 1868 roku dokonali zamachu bombowego na koszary Gwardii Papieskiej.

Zginęło 25 żołnierzy. Film, kręcony w wielkiej tajemnicy, miał wejść na ekrany właśnie w roku świętym, a pod pretekstem opowieści o rewolucjonistach przedstawiał – jak się potem okazało – historię działalności najsłynniejszego kata Watykanu z przełomu XVIII i XIX wieku. Kata, o którym Stolica Apostolska najchętniej chciałaby zapomnieć. I nic dziwnego. Giovanni Battista (Jan Chrzciciel) Bugatti był prawdziwym mistrzem w zadawaniu śmierci na wiele sposobów.

Swoją karierę zaczął w 1796 roku, w wieku 17 lat. Z zawodu i zamiłowania był malarzem. Na życie zarabiał, malując portrety świętych i papieży na parasolkach, które sprzedawał odwiedzającym Rzym pielgrzymom. Interes nie szedł najlepiej, toteż nic dziwnego, że Giovanni Battista, kiedy tylko dowiedział się, że władze Watykanu poszukują kata do wykonywania wyroków śmierci, uruchomił wszystkie swoje znajomości, by tę pewną i stosunkowo intratną posadę zdobyć.

Zapewne dodatkowym bodźcem w jego staraniach było i to, że jako człowiek głęboko religijny chciał w ten nietypowy sposób służyć Kościołowi i Bogu. Był przekonany, że tak jak prorok Jan Chrzciciel rozpoczynał chrztem chrześcijańską drogę człowieka, tak on, Jan Chrzciciel Ścięty (tak go nazywano) drogę tę kończy toporem, by czyniąc sprawiedliwość, dać niegodziwcom szansę przed sądem ostatecznym.

reklama

I trzeba przyznać, że robił to po mistrzowsku. Z równym mistrzostwem wieszał skazańców, ścinał głowy toporem, ćwiartował mieczem lub łamał i miażdżył młotem. Jego egzekucje urastały do wielkiego spektaklu. A przygotowania do każdej z nich trwały kilka dni. Najpierw Bugatti własnoręcznie pisał odezwy do mieszkańców Rzymu, by modlili się za dusze skazańców i rozlepiał je w nawach kościołów. Potem w uroczystym orszaku udawał się do swojego spowiednika.

Wyznawszy winy, brał udział w specjalnej mszy świętej, gdzie modlił się za dusze skazańców. Potem przyjmował komunię świętą i szedł odwiedzić skazańca. W dniu egzekucji wkładał czerwoną pelerynę i na czele zamaskowanych kapturami księży kroczył w kierunku miejsca kaźni. Za nim w wozie jechał skazaniec, a za skazańcem maszerował poczet czarnych sztandarów z Chrystusem. Mistrz wchodził na specjalnie zbudowane do tego celu podium i tam, oparty o topór, czekał na skazańca.

Bugatti nie spieszył się. Czekał cierpliwie, aż skazaniec się wyspowiada, witał go skinieniem głowy, częstował tabaką i zamieniał z nim kilka słów. Potem skazańca wiązano i zmuszano, by położył głowę na drewnianym balu. Przed samym balem stawał zakapturzony ksiądz, trzymając krucyfiks przed oczami skazańca, by krzyż był ostatnią rzeczą, którą nieszczęśnik widzi przed śmiercią. Kat w ciągu swojej prawie siedemdziesięcioletniej kariery nigdy nie popełnił błędu i zawsze pozbawiał głowy skazanych jednym cięciem. Potem ujmował ściętą głowę w dłonie i pokazywał ją zebranemu na egzekucji tłumowi.

Tak opisał jedną z egzekucji angielski poeta Lord Byron, który w 1813 roku miał okazję spektakl śmierci „wystawiany” przez Bugattiego oglądać:

„Cała ceremonia, zamaskowani księża, półnagi kat, owinięci w bandaże skazańcy, sztandary z Chrystusem, szafot, żołnierze, powolna procesja i gwałtownie spadające ostrze topora, tryskająca krew, pokazana tłumowi odcięta głowa – wszystko to sprawia większe wrażenie niż niedżentelmeńskie i upokarzające angielskie metody egzekucji”.

Spektakle śmierci w wykonaniu Jana Chrzciciela Ściętego musiały naprawdę przemawiać swą grozą do zebranych, szybko bowiem wykształcił się nieco „szokujący” dziś zwyczaj. Oto ojcowie przyprowadzali swoje dzieci na egzekucję i w momencie, kiedy Bugatti opuszczał topór lub młot na głowę skazańca, wymierzali dzieciom tęgiego klapsa, by zapamiętały, jak łatwo wpaść w tarapaty i żyjąc niegodziwie, trafić w ręce kata.

Nic też dziwnego, że zarówno Pius VI (który zatrudnił Bugattiego), jak i później Pius VII, Leon XII, Pius VIII, Grzegorz XVI i wreszcie Pius IX – chętnie korzystali z usług mistrza, wynagradzając go sowicie i obdarzając licznymi przywilejami. Najważniejszym było zwolnienie z płacenia podatków.

Zezwolono też, by jego żona i dwoje dzieci mogły sprzedawać malowane przez Bugattiego parasolki podczas egzekucji. Pius IX wyznaczył też swoisty dodatek dla mistrza topora za, jak byśmy to dziś nazwali, pracę w trudnych warunkach. Mógł też Jan Chrzciciel Ścięty, za specjalną zgodą watykańskich władz, dorobić sobie nieco na boku, wykonując wyroki śmierci wydane przez inne niż papieskie sądy. Na brak pracy nie mógł narzekać, jako że jego sława dotarła do najdalszych zakątków Europy.

Po jakimś czasie stał się Bugatti ówczesnym celebrytą, a plotki i wiadomości na jego temat stanowiły ważki temat wśród rozmów wszystkich warstw społecznych. Kiedy po rewolucji francuskiej wojska Napoleona wkroczyły na dwa lata do Rzymu, mistrz został przez francuskiego namiestnika wyposażony w najnowszą zdobycz śmiertelnej techniki – gilotynę. Na pierwszą egzekucję dokonaną za pomocą tego wynalazku przyszły nieprzebrane tłumy, by zobaczyć, jak mistrz poradzi sobie z nowym urządzeniem. Mistrz poradził sobie znakomicie i gilotyny używał już do końca swojej kariery, która zakończyła się w 1864 roku. Pius IX uznał, że sześćdziesięcioośmioletni staż pracy Bugattiego, w czasie której wykonał osobiście 516 wyroków, zasługuje na godną emeryturę, którą wypłacał mu przez następne pięć lat, aż do chwili śmierci mistrza.

Na nieszczęście, zakłopotanego teraz, papieża Pawła VI
, mistrz Bugatti raz jeszcze przyszedł do pracy, przerywając na chwilę swój emerytalny wypoczynek, by dokonać egzekucji dwóch zamachowców z roku 1868. Właśnie tych, o których nakręcono film. Zrobił to jak zwykle po mistrzowsku, nie domyślając się zapewne, że jest to nie tylko ostatnia egzekucja, jakiej dokonał, ale i ostatnia egzekucja, jaka została wykonana w Państwie Watykańskim. Na szczęście dla Pawła VI film nigdy nie trafił na ekrany. Wszystkie kopie zostały wykupione przez watykański wywiad i zniszczone. Oryginał (choć nie ma pewności) spoczywa podobno w bezpiecznych mrokach Biblioteki Watykańskiej.
Paweł VI mógł spokojnie wydać swoją encyklikę, zasugerować niestosowność kary śmierci i… nie zabronić oficjalnie jej wykonywania w Watykanie. Nie znieśli też kary śmierci jego następcy i choć nikt jej już w Watykanie nie wykonuje, to przecież obowiązuje ona nadal.


Jerzy Gracz


WYSZKOLIĆ MISTRZA

Najsławniejsza, ciesząca się ogromną renomą średniowieczna szkoła katów istniała w Polsce w Bieczu, gdzie przyjeżdżali na „studia” ochotnicy z całej Europy. Warto wiedzieć, że uczono tam nie tylko umiejętności odbierania życia, ale i sztuki jego ratowania. Absolwenci owej uczelni byli przygotowywani do roli kata i lekarza.

ŚMIERTELNI LIDERZY
W 2005 roku, według danych Amnesty International, wykonano na świecie co najmniej 2148 wyroków śmierci w 22 krajach. Najwięcej egzekucji (1770) miało miejsce w Chinach, następny był Iran – 94 wyroki, Arabia Saudyjska – 86 i USA – 60 egzekucji. W niektórych krajach (w Iranie, Arabii Saudyjskiej, Chinach) egzekucje często wykonywane są publicznie.

KAT Z IMPORTU
Do XVI wieku instytucja kata w Watykanie nie istniała. Wyroki wykonywała straż papieska lub specjalnie na tę okazję „zapraszani” mistrzowie śmierci z Europy.

OSTATNIA EGZEKUCJA
W Polsce do roku 1950 minister sprawiedliwości miał prawo zarządzić publiczne wykonanie kary śmierci. Ostatnia taka egzekucja odbyła się 16 kwietnia 1947 roku na terenie obozu zagłady Auschwitz. Stracono wtedy byłego komendanta obozu Rudolfa Hössa. Ostatni wyrok śmierci w Polsce wykonano 21 kwietnia 1988 roku w więzieniu w Krakowie. Karę śmierci zniesiono 1 lipca 1997 roku.

BIBLIJNA ZASADA
Kto przelewa krew człowieka, przez człowieka zostanie przelana jego własna krew (Rdz 9,6) – to zasada pojawiająca się na początku Biblii. Jedynie za zabójstwo właśnie stosowanie kary śmierci jest nakazane w Piśmie Świętym wielokrotnie. Pojawia się w każdej z ksiąg Pięcioksiągu Mojżeszowego. 

Źródło: Wróżka nr 6/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl