Strona 2 z 2
Mniej więcej w tym samym czasie dziewczynka z pewnym zdumieniem odkryła, że ludzie nie zawsze odwzajemniają przyjaźń i oddanie, jakim człowieka obdarzają te szlachetne i mądre zwierzęta. Nigdy nie zapomni w stadninie widoku dość sędziwej, ciężarnej klaczy, którą regularnie ujeżdżano, choć ledwo już żyła. Mniej więcej w tym właśnie czasie w głowie Natalii pojawiła się Tośka.
Nieco wycofana, zamknięta w sobie dżokejka, która staje w obronie maltretowanych koni i ratuje je od śmierci. Przeciwstawia się tym samym nie tylko okrucieństwu, ale też obojętności wielu dorosłych ludzi. To właśnie Tośka okazuje się dorosła, a nie jej otoczenie. I to właśnie opowiadanie Natalii, zatytułowane krótko „Apollo”, zdecydowało się w ubiegłym roku opublikować Wydawnictwo Krakowskie.
– Ale najpierw nikt nie chciał mi uwierzyć, że je sama napisałam – uśmiecha się czternastoletnia dziś pisarka.
I trudno się dziwić, bo opowieść o dziewczynce i jej miłości do koni, ale także o trudnych relacjach Tośki z mamą i rówieśnikami i o jej pierwszej miłości, porusza swoją dojrzałością, wręcz dorosłością. I świetnym językiem – wydawca przed publikacją w opowiadaniu Natalii poprawił zaledwie kilka literówek.
Dorosłe wydają się wiersze Natalii, wiersze często smutne, poważne, zwłaszcza te o samotności:
„Westchnieniem witam kolejny dzień, i tak jak wczoraj parzę herbatę, siadam w oknie, tak jak wczoraj – samotnie”.
– Zawsze byłam zbyt dojrzała na swój wiek – przyznaje z rozbrajającą szczerością Natalia.
Powód? Jest ich kilka. Gdy Włodarczykowie zjawili się w Szczyrzycu, rodzina czuła, że od tych, którzy mieszkają w malowniczej miejscowości od dawna, oddziela ich niewidzialna granica.
– Na początku z pewnością traktowani byliśmy z rezerwą – zapewnia Lidia. – Zapewne nieraz mieszkańcy Szczyrzyca kiwali na nasz widok głowami, zadając sobie pytanie, czy poważni ludzie bawią się w Indian?
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Być może nietuzinkowy styl życia rodziny miał wpływ na to, że Natalii przez jakiś czas trudno było nawiązać wspólny język z rówieśnikami. Jej największymi przyjaciółmi stały się książki. Pochłaniała je, podobnie zresztą jak od lat pochłania książki jej mama. Zatem pasję do słowa Natalia miała w genach. Po tacie przejęła zamiłowanie do fotografii – w przyszłości chciałaby być nie tylko pisarką, ale i reżyserem – oraz nieco buntowniczy charakter.
W związku z czym, choć podobnie jak Ania z Avonlea w szkole jest prymuską, nieraz naraziła się dorosłym, wytykając im niekonsekwencję i jawną niesprawiedliwość. Zdarzało jej się w opowiadaniach poddawać krytyce nawet siły wyższe. W jednym z opowiadań dziewczynki Bóg jawi się jako dość lekkomyślny programista, znudzony i zmęczony ludzkością.
Natalia napisała tę historyjkę podczas jednego z rodzinnych spędów w Szczyrzycu, na których pojawia się cały ród Włodarczyków z poetką babcią Ireną na czele.
Nieraz zdarzyło się rodzinie usiąść za stołem w strojach wróżek i czarodziejów jak z Harry’ego Pottera (którego pierwszą część, notabene, Natalia od deski do deski przeczytała już w pierwszej klasie szkoły podstawowej). Nieraz zdarzyło się Włodarczykom przenieść się z indiańską pieśnią na ustach do sąsiadującej z domem stodoły. Zamienianej właśnie przez Macieja w wielką scenę i miejsce warsztatów, na którym muzyk uczy przybyszów grać na najstarszych i najdziwniejszych instrumentach świata.
Rodzinne, ale też przyjacielskie przyjęcia w Szczyrzycu kończą się w stodole w najróżniejszy sposób, na przykład wystawieniem przez babcię Irenę i jej przyjaciółki sztuki, opartej na tekstach XIX-wiecznych ulicznych bajarzy (traktujących o najstraszliwszych mordach z epoki), albo koncertem Macieja przy użyciu afrykańskich bębnów i tybetańskich fletów.
– Nie jesteśmy normalną polską rodziną – śmieje się Natalia.
Co, zważywszy na buntowniczy charakter nastolatki, nie zawsze jest jej w smak. Czasem z przymrużeniem oka pyta rodziców, dlaczego musi być córką Indian, a nie jak jej koleżanki, nauczycieli czy urzędników? A potem sama się łapie na tym, że na zielonym wzgórzu, w swoim pokoju na poddaszu czuje się najszczęśliwsza w świecie. Bo samotność, która przez wiele lat była jej udziałem (dziś ma już wiele przyjaciółek w całej Polsce, zazwyczaj jednak o kilka lat starszych od siebie), dla Natalii okazała się darem.
– Samotność, o ile nie jest, oczywiście, alienacją, daje nam szansę wsłuchania się w siebie – zapewnia Natalia. Tymczasem dziś coraz więcej ludzi chce wsłuchiwać się w to, co najmłodsza w Polsce pisarka, poetka i… uczennica I klasy gimnazjum ma do powiedzenia. Jej wiersze nagrodzono już w wielu poetyckich konkursach, jej opowiadania znają internauci z całej Polski.
– Myślę, że Natalia pokazała nie tylko swoim rówieśnikom, ale także dorosłym, iż nie ma rzeczy niemożliwych – uważa Lidia. Pokazała, że dzieci mają więcej do powiedzenia, niż się to dorosłym wydaje. Że samotność, która wielu dorosłym wydaje się przekleństwem, można przekuć na cenną wartość. I że dorośli powinni od dzieci uczyć się empatii, z jaką potrafią one spojrzeć na zło, choćby na cierpienie zwierząt. Że wreszcie pisarką i to już sławną może stać się nawet dziewczynka z zielonego pagórka w Beskidzie.
Sonia Jelska
Fot. Paweł Rucki
„Indiańska” rodzina w komplecie: mama Lidia, tata Maciej, brat Joszko oraz Natalia – najmłodsza polska pisarka.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.