Miłość pierwsza klasa

Była i... się zmyła. I nie wiadomo, po co nagle wraca. Bo za pierwszym razem nie poszliście do łóżka. Albo bo właśnie poszliście. Bo on się zmienił. Bo się nie zmienił. To w końcu dlaczego chcesz wrócić do tej swojej pierwszej miłości?

Miłość pierwsza klasa
Wychodzę! – rzuciła Teresa pośpiesznie, przechodząc przez salon. On leżał wyciągnięty na kanapie z butelką piwa w jednej ręce i pilotem od telewizora w drugiej, wpatrzony w ekran. Nawet nie odwrócił głowy. Nie zobaczył więc, że żona ma na sobie seksowną mini, które z daleka wołało: „Zobacz, jestem gotowa”. Szczerze mówiąc, Teresa spodziewała się takiej reakcji. A raczej jej braku. Od jakiegoś czasu jego interesował tylko święty spokój. Teresa początkowo się buntowała. Zmuszała go do spotkań, kolacji z przyjaciółmi, wyjść do kina czy teatru.

Owszem, szedł – niechętnie, a potem siedział ze znudzoną miną, a w domu robił jej awantury, że ciąga go do ludzi, którzy nic ciekawego do jego życia nie wnoszą. Zupełnie skapcaniał. Tak, jakby stracił całą radość życia. A przecież, do cholery, nie są starcami na emeryturze! Ona ma dopiero 46 lat i życie przed sobą. Tak się czuła. Od półtora roku. Odkąd, po latach, spotkała swoją pierwszą miłość – Łukasza.

Model I: Łóżko, kolacja i znów łóżko

Zakochali się w sobie jeszcze w liceum. – Ale co to była za miłość! – uśmiecha się Teresa. Ma mało czasu, bo umówiła się z Łukaszem. Spotykają się dwa razy w tygodniu. Idą do łóżka, potem razem przygotowują kolację, a potem znów idą do łóżka.

– Łukasz był moim pierwszym chłopakiem, a ja jego pierwszą dziewczyną. Przeszliśmy prawie wszystkie etapy, od chodzenia za rączkę do bardziej zaawansowanych pieszczot. To było dla mnie cudowne i wystarczało. Upajał mnie jego zapach, jego ciało, sposób, w jaki mnie całował, delikatnie przygryzając moje wargi. Nigdy jednak nie pozwoliłam sobie na to, aby pójść z nim na całość. Mówiłam: „Jeszcze nie jestem pełnoletnia”. „Poczekam”, odpowiadał. Kiedy skończyłam 18 lat, miałam kolejną wymówkę: „Najpierw muszę zdać maturę”. Był cierpliwy. Ale nie aż tak, jak tego oczekiwałam. Pokłóciliśmy się tuż przed maturą.

reklama

„Nie chcesz się ze mną kochać, bo pewnie nie jesteś dziewicą”, rzucił mi w twarz. Rozstaliśmy się. Przepłakałam wiele nocy, żałowałam, że tego nie zrobiliśmy. Po maturze spotkaliśmy się tylko raz, przypadkiem. Był z dziewczyną. Wybierał się na studia do Torunia, Teresa chciała studiować w Warszawie. Życzył jej szczęścia. W Warszawie Teresa tęskniła za Łukaszem. „Może gdybyśmy wtedy to zrobili... Gdybym mu wtedy udowodniła, że należę tylko do niego…” – wyrzucała sobie. Ale z drugiej strony wątpiła, czy pełne oddanie gwarantowałoby trwały związek.

Faktycznie, można wątpić w to, że pójście na całość coś by zmieniło. Bo jedno jest pewne: – Ważna jest dojrzałość psychiczna w momencie podjęcia takiej decyzji. Czyli zgoda obojga – mówi psycholog Sylwia Krajewska z Psychocentrum. A Teresa gotowa na to nie była. Zresztą pierwsza miłość zawsze jest szalenie silnym uczuciem, niezależnie od tego, czy została skonsumowana. Bo towarzyszą jej niepewność i lęk przed nieznanym – a to najsilniejsze emocje. Więc raczej nie brak bliskości zaważył na tym, jak potoczyły się losy Teresy.

Romans, zerwanie, nowy romans

W stolicy wciąż poznawała mężczyzn. Łamała im serca, rzucała i znów romansowała. Kiedy skończyła studia, wyszła za mąż za Wojtka, brata przyjaciółki.  Mówi, że nawet nie wie, czy go kochała. Wojtek gwarantował stabilizację. Miał mieszkanie, własny biznes. Zaszła w ciążę jeszcze przed ślubem. Mąż potraktował to jako wyzwanie. – Ja robiłam doktorat z politologii, on zajmował się córką i budową domu. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Na pozór. Bo w moim małżeństwie rządziła nuda. Każdy dzień był przewidywalny. Czasem odzywał się we mnie głos: czy już nic w tym poukładanym życiu się nie zdarzy? Wtedy moje myśli wędrowały do Łukasza. Czy jest szczęśliwy? Czy mnie pamięta?

Której z nas nie są obce takie myśli?
– Zdaniem psychoterapeutki Esther Perel, autorki bestsellerowej książki „Inteligencja erotyczna. Seks, kłamstwa i domowe pielesze”, na obrzeżach każdego związku mieszka „ktoś inny”, „ten trzeci”, na przykład licealna miłość – mówi psycholog Sylwia Krajewska.
– Ta trzecia osoba skupia w sobie to, czego tak bardzo pragniemy, a co jest niedostępne. Gorzej, gdy ten „ktoś inny” rzuca cień na aktualny związek. Wzdychając do tego wyidealiaowanego „niego”, śniąc o nim na jawie, przestajemy doceniać człowieka, z którym żyjemy. I wtedy zaczynają się problemy.

Najpierw seks, potem przyjaźń i bliskość Najpierw seks, potem przyjaźń i bliskość

Konferencja, na jaką zaprosił ją urząd miasta, wypadała w dzień jej 44. urodzin. Ubrała się w jasną sukienkę.

– Wyglądałam naprawdę zabójczo  – śmieje się. Jej wystąpienie też było udane. Kiedy zeszła ze sceny, z fotela poderwał się w jej stronę wysoki mężczyzna. W pierwszej chwili go nie poznała, ale kiedy powiedział: „Teresko”, serce jej zatrzepotało.

– To był Łukasz – opowiada. – Nie widzieliśmy się ponad 20 lat. Miał przyprószone siwizną włosy, zmężniał. Pogratulował jej wykładu, zaprosił na kawę. Wysłuchała jego historii: – Ożenił się, ale nie, nie z tamtą dziewczyną, z którą wyjechał do Torunia. Małżeństwo nie było udane, rozwiedli się po ośmiu latach. Ma dorosłego syna, od kilku lat mieszka w Warszawie, jest w stałym związku.

Teresa nie pamięta już, w którym momencie atmosfera między nimi stała się intymna. Łukasz tak przeciągle patrzył w jej oczy, tak zawieszał wzrok na jej ustach, na dekolcie, że kiedy pomyślała o mężu, leżącym z piwem w ręku na kanapie przed telewizorem, stwierdziła, iż jej się od życia należy więcej niż alkoholizujący się mąż, który w łóżku zupełnie już jej nie podnieca.

– Kiedy zapytał, co zrobimy z tak pięknym popołudniem, odpowiedziałam pytaniem: – A co byś chciał? Spojrzał na mnie i powiedział: – Ciebie. Po rozstaniu wiele razy wyobrażała sobie, jakby to było kochać się z Łukaszem. W tamtych marzeniach wszystko toczyło się wolno, wolniutko.

– W rzeczywistości ledwo zamknęły się za nami drzwi hotelowego pokoju,  zdarliśmy z siebie ubrania. Łukasz był niecierpliwy, nawet trochę brutalny, zero romantyczności z młodzieńczych czasów. I dobrze! To był nieokiełznany seks, jakiego nigdy wcześniej nie przeżyłam. „Wreszcie cię mam”, mówił, całując każdy kawałek mojego ciała.

Kiedy w końcu wyszłam z hotelu, słaniałam się na nogach. Ale nie żałowałam. Seks to jednak nie wszystko. Na nowo zrodziła się między nimi przyjaźń i bliskość. – Wtedy musieliśmy się rozstać, bo byliśmy niedojrzali – mówi Teresa. – Poznajemy się na nowo i to jest fascynujące. Nie zostawię męża, ale to przy Łukaszu znów czuję się młoda, kochana i rozumiana. Może to magia pierwszej miłości?

To przede wszystkim magia spraw niedokończonych. – W psychologii mówi się o tak zwanym efekcie Zeigarnik. Odkryła go rosyjska psycholog i psychiatra o tym nazwisku, a mówi on o tym, że lepiej pamiętamy działania, które zostały przerwane – bo nie doszło do rozładowania towarzyszącego im napięcia emocjonalnego. To dlatego mąż, nawet były, nie budzi w nas aż tak żywych i gorących uczuć jak chłopak z przeszłości – tłumaczy Sylwia Krajewska.

Model II: On, mąż, ona sama

Lucyna wyszła za mąż z miłości. Dla męża zostawiła swojego pierwszego chłopaka – Marka. Urodziła dwoje dzieci. Po 14 latach w jej małżeństwie zaczęło coś pękać. Mąż coraz częściej wychodził wieczorem z domu. Wracał w nocy, przeważnie czuć było od niego alkohol. Rzadko też się z nią kochał. No i ukrywał przed nią swoją komórkę.

– Raz ją dopadłam i zobaczyłam wiadomości od jakiejś kobiety. Wpadłam w furię. Ale było już za późno. Od dwóch lat miał romans, a ja niczego nie zauważyłam. Byłam skupiona na sobie, swojej karierze w korporacji, służbowych wyjazdach za granicę. Koleżanka powiedziała mi: „Zrób tak, jak on. Znajdź sobie kogoś”. Łatwo powiedzieć. Ale koleżanka pokazała jej czaty. – Pochłonęły mnie rozmowy z nieznajomymi. Były zupełnie niewinne, ot, po prostu potrzebowałam z kimś pogadać, wyżalić się, pożartować.

Jednak w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że na internetowym czacie spotkam swoją pierwszą miłość. I że znów się w sobie zakochamy. Z Markiem znali się od dziecka. Tłukli się ze sobą w piaskownicy, on ciągnął ja za kucyki. Zaprzyjaźnili się pod koniec podstawówki. W wakacje, przed pójściem do liceum (wybrali tę samą szkołę) stali się parą. Miłość spadła na nich pewnej lipcowej nocy, na Mazurach, gdzie byli na obozie żeglarskim.

– Im dłużej się znamy, tym sentymentalnie bliżej nam do siebie i tym bezpieczniej się z sobą czujemy – tłumaczy fenomen „miłości z piaskownicy” Sylwia Krajewska. Więcej mamy też wspólnych wspomnień – jest na czym budować nie tylko jedność ciał, ale i dusz.

Odlot, wylot, przylot

– Nigdy nie zapomnę smaku tamtych pocałunków. Od tamtej pory byliśmy jak papużki-nierozłączki. Nie miałam jeszcze 16 lat, kiedy przespaliśmy się z sobą. Odlot. Myśleliśmy, że to miłość na całe życie i nic nas nie rozdzieli. Wspominał, że ma ojca w Ameryce, że po maturze pewnie się do niego wybierze, że wyjedziemy razem. Ale ja nie dostałam wizy. Wyjechał, mówiąc, że to tylko na pół roku. Rozpoczął tam studia... Czekałam rok. Żyłam każdym listem od niego. Sama pisałam codziennie.

Z czasem jednak w moich listach coraz częściej pojawiało się imię Grześ. „Grześ zrobił mi prezent”, „Grześ mnie zaprosił”... „Dobrze, że nie jesteś sama, że masz obok siebie Grzesia”, napisał mi w jednym z listów. I jakby mimochodem dodał, że on też zaprzyjaźnił się z jedną Polką. Wściekłam się i napisałam mu: „Czas zakończyć tę znajomość. Układaj sobie życie w Ameryce, ja będę układać tutaj”. Nigdy więcej do mnie nie napisał. A ja wyszłam za Grzesia. W jeden z zimowych wieczorów Lucyna włączyła komputer i weszła na czat. „Mieszkam w Nowym Jorku”, tak się przedstawił. Odpisała: „Jasne! A ja na Wyspach Wielkanocnych”.

– Od słowa do słowa, rozmowa się rozkręcała i w końcu wspomniałam, że chodziłam do liceum w małym mieście. Wtedy on mi nie uwierzył. „Też chodziłem do tego liceum”, napisał. I zarzucił mnie pytaniami: „Który jesteś rocznik? Kto cię uczył historii? Kto był dyrektorem szkoły”? Wtedy mnie olśniło. Zamiast odpowiadać na jego pytania, napisałam: „Witaj Marku (tu podałam jego nazwisko)”. Odjęło mu mowę. Poprosił o mój telefon. Natychmiast zadzwonił.

Usłyszałam jego głos i nagle… wszystko wróciło. Rozpłakałam się. Jego głos brzmiał tak samo, jak wtedy, gdy żegnaliśmy się na lotnisku! Od tamtego dnia rozmawiali ze sobą codziennie. Lucyna dowiedziała się, że Marek jest żonaty, też ma dwoje dzieci, ale żona go nie rozumie. Po miesiącu intensywnych kontaktów powiedział jej: „Przyjadę do Polski za dwa miesiące. I… zobaczymy, co będzie”. Lucyna odżyła. Przeszła na dietę, kupiła nową bieliznę.

Rozwód i zawód

Marek przyleciał w maju. – Zarezerwowałam pensjonat nad morzem. Czekałam na lotnisku z drżeniem serca. Czy się rozpoznamy? Czy mu się spodobam? Nie rzuciliśmy się sobie w ramiona. Długą chwilę patrzył na mnie i powtarzał: „Lucynka, Lucy”. W samochodzie nadal nie odrywał ode mnie wzroku. Wyprzystojniał. Był bardzo zadbanym mężczyzną. I cudownie dowcipnym. Potem, podczas spaceru po pustej o tej porze roku plaży, Lucyna czuła, że chciałby ją pocałować. Ale oboje byli onieśmieleni. Dopiero podczas kolacji... – Nie mogliśmy oderwać się od siebie.

Patrzyliśmy sobie w oczy i widziałam, jak on te oczy przymyka z rozkoszy. Jak dawniej. Nagle pochwycił mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Był tak samo delikatny i czuły, jak przed laty. Marek wyjechał z obietnicą, że rozwodzi się, rzuca wszystko i wraca do Polski. Do niej. Następnego dnia złożyła pozew o rozwód. Mąż wywalczył sobie prawo opieki nad dziećmi. – Ja o nic nie walczyłam – mówi Lucyna. – Chciałam jak najszybciej zacząć żyć szczęśliwie. Pewnego dnia odebrała telefon. W słuchawce smutny kobiecy głos: – Jestem żoną Marka. Powiedział mi o waszym przelotnym romansie. Czy pani kocha mojego męża?

– Sama nie wiem, dlaczego odpowiedziałam wtedy: „Nie” – wspomina.
– Mam raka. Błagam panią, aby zostawiła nas pani w spokoju – usłyszała. Zadzwoniła do Marka. Nie odebrał. Napisała mu: „Czy rację ma filozof, mówiąc, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki?”. Nie odpowiedział.

– Ludzie powinni walczyć o uczucie, jeśli tylko nie jest ono rujnujące – uważa psycholog Sylwia Krajewska. Ale warto pamiętać, że bycie znów z tą samą osobą wcale nie musi być łatwe. I zanim to się stanie, dobrze jest przedyskutować te kwestie, które były przyczyną poprzedniego rozstania. Lub – jak w przypadku Lucyny – poprzednich rozstań.

Model III: Tęsknię, czekam, kocham

Beata otwierała właśnie drzwi do mieszkania, kiedy w jej torebce dwukrotnie pisnął telefon. To wiadomość od niego: „Moja jedyna, już do ciebie jadę”. Beata jest nauczycielką historii w liceum, ma 48 lat i dwie dorosłe córki w Hiszpanii. Trzy lata temu powtórnie wyszła za mąż. Na portalu Nasza Klasa, po latach, spotkała swoją pierwszą miłość. Pawła poznała w akademiku. Była studentką pierwszego roku Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaangażowaną w działalność opozycyjną.

On uczył się w ostatniej klasie technikum mechanicznego w Rzeszowie. Ale miał zacięcie artystyczne. Komponował muzykę do spektakli prowincjonalnego teatru. Ona – córka muzyka – od razu rozpoznała bratnią duszę. Ale jego rodzice mieli dla niego inny plan: miał ożenić się z córką sąsiadów i żyć jak oni: bez nagłych zwrotów akcji. Studentka UJ z burzliwych lat 80. nie przystawała do tej wizji. Uległ rodzicom.

– Uznałam, że to mięczak – mówi Beata. Przyjęła oświadczyny kolegi z roku. Myślała, że Pawłem wstrząśnie, kiedy dowie się o jej ślubie, że może sprowokuje go, żeby o nią zawalczył. Ale on ożenił się z sąsiadką.

Gotujemy, sprzątamy, ścielimyGotujemy, sprzątamy, ścielimy

Portalem Nasza Klasa ekscytowały się wszystkie jej koleżanki nauczycielki. Beacie założyła profil młodsza córka: „Mamo, nie jesteś na Naszej Klasie? To niemożliwe!”. – Przesiedziałam wtedy całą noc – opowiada Beata. – Wpisałam w wyszukiwarkę nazwisko mojej pierwszej miłości. Był, a jakże! I nic się nie zmienił. Oglądałam jego zdjęcia z Indii, z Kambodży, z Wenezueli.

Wyglądało na to, że dobrze mu się wiedzie. Na drugi dzień rano miałam już zaproszenie od niego. I grzecznościowego maila, jak to się cieszy, że mnie znalazł. Odpowiedziałam, i tak to się zaczęło. Okazało się, że Paweł od niedawna mieszka w Warszawie. Rok wcześniej wyprowadził się od żony.

Przysyłał jej fragmenty swoich opowiadań, próbki muzycznych kompozycji. Ona zachwycała się tym, ale też otwarcie pisała, że sama nie czuje się szczęśliwa. Ani w małżeństwie, ani w życiu. Delikatnie sugerowała, że chciałaby go zobaczyć, porozmawiać na żywo. Ale on nie podejmował tematu. Za to dużo wspominał. Jak byli razem, jak ważną kobietą była w jego życiu.

– Spotkaliśmy się dopiero kilka miesięcy później – opowiada Beata. – Paweł przyszedł prosto z sądu. „Dostałem rozwód. Jestem wolny. Teraz twój ruch”, powiedział na przywitanie. Zaskoczyło mnie to, że tak bez ogródek proponuje mi, żebyśmy byli razem.

– „Nie było dnia, abym nie myślał o tobie”, zapewniał. Uwierzyłam. Moja sprawa rozwodowa toczyła się pięć lat. Trzy miesiące po orzeczeniu wzięłam ślub z Pawłem. Ani przez chwilę nie żałowałam swojej decyzji – mówi Beata. – Cieszymy się sobą. Chodzimy na koncerty, podróżujemy. To, że się pokochaliśmy w młodości, teraz procentuje. Ja nie czepiam się, że Paweł zostawia brudne skarpetki przy łóżku. On nie wymaga, żeby obiad był o 16. Często gotujemy razem. Razem sprzątamy. Razem ścielimy łóżko. Kładziemy się do niego szczęśliwi.

Wszystko zależy od dojrzałości partnerów, od świadomości podjętej decyzji i pracy nad tym, by się udało – podsumowuje psycholog Sylwia Krajewska.
– nie można dziś szukać tego samego, czego doświadczyliśmy, będąc nastolatkami. Ważne, by popatrzeć na tego człowieka z dawnych lat oczami dorosłej już kobiety. I wcale nie przeszkodzi to wspólnym wspomnieniom z beztroskich lat.


Jadwiga Cały
fot. Shutterstock.com  

Źródło: Wróżka nr 9/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl