Widzę jasno jasnego psa

Czy jeśli zaginie ci ukochany pies, powinnaś skorzystać z pomocy jasnowidza? Według tych, którzy szukali swoich pupili – tak. Bo nawet jeśli nie udało się ich znaleźć, odzyskali spokój.

Widzę jasno jasnego psaSkrzypiał śnieg, kiedy przebiegali przez pole obok domu. Było naprawę zimno. Minus 20 stopni. Chodzili po okolicy już kilka godzin, a na ich nawoływania odpowiadało tylko echo. – Saaaraaa…! Fiooodooor…!

Żadnej odpowiedzi. Nawet najmniejszego szczeknięcia. Pewnie jak wszyscy, którzy czegoś bardzo pragną, Agnieszka też miała wrażenie, że kiedy jeszcze raz zawoła: „Sara! Fiodor!”, to wreszcie usłyszy znajome posapywanie i z oddalonych krzaków popędzi w jej stronę ukochane, szczęśliwe psisko...

Ucieczka z psiego raju

Wigilia 2009 roku. W całym Szczecinie rozlewały się święta. Czas zwalniał, ulice stawały się puste. Czy czuła, że tego dnia spotka ją coś złego? Nie. Nie zdążyła. Mąż wrócił do domu z porannego spaceru. Zdenerwowany rzucił w progu, że psy mu uciekły. Uciekły? Agnieszce stanęło serce. Już raz się to zdarzyło. Fiodor zobaczył sarnę i zerwał się w jej stronę. Smycz pękła. Za nim pognała Sara... Ale wtedy psy się znalazły. Kupili więc mocniejszą smycz.

Suczka mieszkała u nich od szczeniaka. Jak na amstaffa, była łagodna. Kochała ludzi i psy. Nigdy nie uciekała. Bo dokąd? Nie znała innego życia. Ale Fiodor to co innego. To był rozbójnik o gołębim sercu. Fiodor miał półtora roku, kiedy został wzięty ze schroniska. Tam każdy pies jest z jakąś rysą. On, nim trafił do ich domu, błąkał się po szczecińskich śmietnikach i żywił czym popadnie. Pewnie też polował. Ktoś go musiał skrzywdzić, bo był nieufny wobec ludzi. Po wielu tygodniach odłowiła go straż miejska. I wtedy znalazł swój szczęśliwy zakątek.

reklama

Czy jeśli zaginie ci ukochany pies, warto skorzystać z pomocy jasnowidza?Dom Agnieszki stał się dla Fiodora psim rajem. Otoczony miłością zmienił się we wcielenie łagodności. Jednak wszyscy wiedzieli, że na dnie jego psiej duszy drzemie myśliwy. Dlatego na spacerach nie spuszczali go ze smyczy. Ale to nie wystarczyło, bo los miał wobec Fiodora inne plany. Smycz była mocna, lecz tym razem pękł nit.

Agnieszka Paleczna-Turek mieszka z rodziną na małym osiedlu na obrzeżach Szczecina. Wokół są pola, rzadkie lasy. Tamtego dnia w pitbullu odezwał się zew natury. Fiodor zobaczył cień umykającej sarny i skoczył za nią. I zerwała się ta niewidoczna więź łącząca go z psim rajem.

Natychmiast rozpoczęli poszukiwania. Jeszcze tego samego dnia przeczesali najbliższą okolicę. – Nikt psów nie widział. Było to bardzo dziwne, bo przecież zginęły w pobliżu domu – zauważa Agnieszka.

Zawiadomili schronisko, hycla, który wyłapuje w Szczecinie wałęsające się czworonogi, koło łowieckie, służby komunalne, straż miejską… Rozwiesili ogłoszenia, a nawet wyznaczyli nagrodę (1000 zł). W lokalnej gazecie ukazał się duży anons o zaginionych zwierzakach. Niestety, zapadły się jak kamień w wodę.

Każdy, kto choć raz w życiu stracił czworonożnego przyjaciela, wie, jakie to uczucie. A dla Agnieszki psy znaczyły ogromnie dużo. Były więcej niż przyjaciółmi, były członkami rodziny. Postanowiła skorzystać z pomocy miejscowej wróżki. „Psy są rozdzielone. Suczka znalazła nowy dom i jest szczęśliwa, a Fiodor przebywa na działkach” – powiedziała wróżka. Wskazała też teren, gdzie powinni szukać.

– Niestety, nic się nie sprawdziło – mówi rozżalona Agnieszka. Spędzili wiele godzin na rozklejaniu plakatów, wkładaniu karteczek do skrzynek na listy. Pukali do wielu drzwi, pytali przechodniów. Raz tylko Agnieszce zadrżało mocniej serce, gdy usłyszała, że w okolicy błąka się pies. Z opisu wynikało, że to mógł być Fiodor. Niestety, okazał się bokserem, a nie pitbullem. Ludzie często mylą te dwie rasy.

Sypiący za oknem śnieg nie dawał im spokoju. Bo jak przestać myśleć o tym, że ich psy są gdzieś tam bezdomne, głodne, zmarznięte?

Któregoś dnia, przeglądając internet, Agnieszka trafiła na ogłoszenie, które znów obudziło jej nadzieję. „Bari zaginął 26 grudnia około 17 w Gdańsku Kokoszkach przy ulicy Smegorzyńskiej. Jest bardzo przyjazny i lubi się bawić, ale jest też bardzo płochliwy (…)”. A poniżej informacja, która dosłownie ją zelektryzowała: „Nieaktualne, pies się odnalazł dzięki jasnowidzowi Jackowskiemu”.

– Zadzwoniłam do właścicielki Bariego. Powiedziała mi, że Jackowski precyzyjnie określił, gdzie należy psa szukać. Postanowiłam dać moim psom kolejną szansę – mówi Agnieszka. Krzysztof Jackowski z Człuchowa zajmuje się zwykle zaginionymi ludźmi, ale zgodził się pomóc.

Zwierząt nie chciałem szukać

Zapach. To on jest najważniejszy. Wyczuwalny na skórzanej smyczy, na kocu, który leżał w legowisku. A razem z nimi to wszystko, co z zapachem się niesie. Ta wyczuwalna tylko przez jasnowidza obecność zwierzęcia.

– Żadnych metalowych rzeczy. Musi być materiał. Zabawka, którą gryzł pies. Tylko zapach pozwala mi na wizję – tłumaczy Krzysztof Jackowski. Kiedyś w programie telewizyjnym tłumaczył, że dosłownie wwąchuje się w rzeczy osób zaginionych – jak pies właśnie. A teraz opowiada o tym, jak szukał nie ludzi, lecz zwierząt. Dziwnym zrządzeniem losu zaczyna rozmowę od historii kundelka Bariego, którego odnalezienie ściągnęło do niego Agnieszkę.

Pamięta, że przyjechała do niego kobieta w średnim wieku z córką. To było w ubiegłym roku. Zginął im czarny piesek. Niemłody. Z białą łatką. Jackowski zrobił wtedy na ich prośbę wizję. I zobaczył dziwne rzeczy. Stos równo poukładanych desek. Taki ogromny sześcian. I intensywna, ciężka woń drewna, a raczej wiórów. Początkowo nie wiedział, co to może znaczyć. Wreszcie się domyślił – tartak.

– Pies musi być gdzieś pod deskami. Tam trzeba szukać – mówił kobietom. Wskazał miejscowość – małą wieś w okolicy Gdańska. Pojechały tam na drugi dzień. Wcześnie rano Jackowskiego obudził dzwonek telefonu. – Panie Krzysztofie, a nie zna pan jeszcze jakichś szczegółów? – pytała starsza z kobiet. – Wszystko wam powiedziałem. Trzeba szukać drewna. Pytajcie o tartak albo skład desek.

Rozłączyły się. Nie minęło pół godziny, jak telefon znów zadzwonił. Podnosi słuchawkę, a po drugiej stronie jakieś dalekie echo szczekania psa i szalone okrzyki radości. Znalazły tartak. Pies siedział w wiórach pod stertą desek. Przez wiele lat jasnowidz uważał, że może odnaleźć tylko człowieka.

– Rozumowałem tak: Jeśli zaginie człowiek, to zazwyczaj ma świadomość, na jakiej ulicy się znajduje. A pies czy kot skąd mają to wiedzieć? Więc jak go znaleźć? – tłumaczy. Dlatego przez wiele lat odmawiał pomocy osobom poszukującym zwierząt. Wszystko jednak zmieniła zdesperowana starsza pani z Fordonu w Bydgoszczy.

– Strasznie rozpaczała, bo zginął jej kundelek – wspomina Jackowski. – Tłumaczyłem, że zajmuję się szukaniem ludzi. Ale ta pani uparła się, abym spróbował wskazać miejsce pobytu jej psa. Przyjechała do mnie z posłaniem pupila i jego zdjęciami. Co było robić – wspomina Jackowski.

Z tamtej wizji wyszło mu, że zwierzak znajduje się gdzieś w rejonie ulicy Kwiatowej. Gdy porównał to z mapą, okazało się, że ta ulica jest po przeciwległej stronie miasta niż mieszkanie tej kobiety. Starsza pani wzięła mapkę i poszła go szukać. – Po trzech dniach przyszła z psem. Opowiedziała mi, że chodziła po ulicy Kwiatowej od domu do domu, od drzwi do drzwi. Pokazywała zdjęcie i pytała, czy ktoś go nie widział. Wreszcie trafiła do mieszkania, w którym był jej kundelek. Przygarnął go jakiś dobry człowiek.

Źródło: Wróżka nr 9/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl