Jest dobrze po północy, kiedy docieram do domu. Ania podwozi każdą z nas. Żadnej do głowy nie przychodzi, że prędko nie zapomnimy tej wizyty. Kilka dni później wpada do mnie redakcyjna wiedźma i już od drzwi krzyczy: – Gdzie byłaś? W coś złego wdepnęłaś!
– Nigdzie nie byłam – odpowiadam, bo już zapomniałam o dworku. – Za tobą stoi czarny. No, zła energia cię oblepia – dodaje. „Gdzie ja pracuję, co ja tu robię, czas uciekać”, myślę sobie.
Mijają dwa tygodnie. Dowiaduję się, że w domu wróżki szpital, cała rodzina ma ciężką grypę z powikłaniami. Marysia trafia do szpitala, jest operowana, a rokowania nie są dobre. Ania z kolei rozwaliła samochód. Mnie umiera młoda cocker spanielica – okaz zdrowia. A woda z pękniętej rury pod wanną zalewa moje mieszkanie i trzy inne w pionie. Zakład energetyczny odcina mi prąd za jakiś nieopłacony rachunek. Grozi mi bankructwo, ponieważ na czas nie oprotestowałam decyzji sądu związanej z pewnym biznesem.
I tak do końca października, kolejne nieszczęścia. Od wróżki wyprowadza się mąż, a Marysia dowiaduje się, że jej partner życiowy ma romans. U mnie w domu dzieją się dziwne rzeczy, oboje z mężem czujemy czyjąś obecność, jakby ktoś stał za plecami. Drobne rzeczy znikają na naszych oczach i pojawiają się w innym miejscu.
Znów do redakcji wpada wiedźma. – Czarny nadal stoi za tobą, lepiej powiedz, gdzie byłaś. Pomyślałam już wcześniej, że to może być sprawka ducha z dworku. Wszystko jej opowiedziałam. – To ten duch stoi przy tobie. Zakłóciłyście czyjś spokój, zrobiłyście sobie z tego zabawę. A teraz macie za swoje!
– Co ja mam robić? – pytałam już nieźle spanikowana. – Kup trzy kilogramy soli i przez trzy wieczory nacieraj nią ciało i spłukuj pod prysznicem. Żeby się oczyścić ze złej energii. Okadzaj mieszkanie suszonym zielem bylicy pospolitej lub werbeny, spal w każdym pomieszczeniu świecę z wosku pszczelego.
No cóż, przyznaję, że w akcie desperacji wszystko to zrobiłam. I zaraz odżyłam. Nic więcej już się złego nie wydarzyło. A dworek po naszej wizycie szybko został sprzedany. Widocznie wyprowadziłyśmy ducha na własnych plecach. I właśnie to zdarzenie sprawiło, że zostałam we „Wróżce” na dziewięć lat. Wspaniałych, które pokazały, że nic nie jest takie, jakim się być wydaje. A tamta historia w dworku nauczyła mnie pokory wobec rzeczy niepojętych. Już nigdy sobie z nich nie żartowałam. Mój sceptycyzm schowałam głęboko do kieszeni.
Razem z Teresą i fantastycznym zespołem redaktorów udało mi się stworzyć magazyn, który podbił serca Czytelników. Łaskawy los postawił na mojej drodze wyjątkowych ludzi. Obdarzeni przez Stwórcę niezwykłymi właściwościami nauczyli mnie widzieć więcej, dostrzegać magię natury, urodę życia i rozumieć drugiego człowieka. I tego, że nigdy nie należy tracić nadziei, bo właśnie jej, obok miłości i przyjaźni, potrzeba nam najbardziej. Pokazali, że w życiu nie ma przypadków, że wszystko dzieje się po coś.
~Annakac22