Syreni czar

Czy to naprawdę ona śpiewem wabi marynarzy i prowadzi ich do zguby? W kwestii syreny rzeczą najistotniejszą wydaje się być ludzka wyobraźnia. Bo człowiek często widzi to, co chciałby zobaczyć...

Syreni czarSkromny rybak z problemami osobistymi wyławia z morza piękną dziewczynę – to nie początek starej bajki, lecz filmu „Ondine”, w którym grają Colin Farrell i Alicja Bachleda-Curuś, najpopularniejsza dziś para polskiego show-biznesu. Wkrótce okazuje się, że przeszłość kobiety skrywa wiele tajemnic, a córka głównego bohatera zaczyna podejrzewać, iż jest ona selkie – rodzajem syreny z ludowych wierzeń Irlandii. By poznać zakończenie tej historii, trzeba wybrać się do kina, ale jedno jest pewne: opowieści o wyłowionej z wody morskiej dziewczynie towarzyszą ludziom od niepamiętnych czasów. Bo syrena to symbol kobiecości: kuszącej, uwodzicielskiej i niebezpiecznej, a jednocześnie nieosiągalnej i przez to tym bardziej atrakcyjnej.

Dziewice urody wcale nie przecudnej
„Widziałem trzy syreny, wyskakujące z morskich fal” – notował 9 stycznia 1493 roku Krzysztof Kolumb w dzienniku pokładowym i dodawał, że „nie są one tak piękne jak na obrazach, bo ich twarze są jakby męskie”. Wielkiemu odkrywcy wtórowali marynarze ze wszystkich zakątków świata, od Borneo po norweskie fiordy. Raz widziano dziewczyny pluskające się w falach, innym razem jakaś próbowała wejść na pokład statku. Doszło do tego, że w 1723 roku w Danii powołano królewską komisję, która miała zbadać fenomen pojawiających się u brzegów syren. Członkowie zaczęli prace od stwierdzenia, że jeśli morskich dziewic nie znajdą, to oficjalnie zakażą nawet wymieniania ich nazwy publicznie.

Wedle przekazów, okręt komisji natknął się w pobliżu Wysp Owczych na „dryfujący pień”, który jednak okazał się „syreną o głęboko osadzonych oczach”. Ta pogapiła się przez kilka minut na szanowną komisję, co dało jej członkom czas na to, by oficjalnie się wystraszyć, po czym wydała z siebie głośny dźwięk i znikła w głębinach. Co tak naprawdę widziała duńska komisja, Krzysztof Kolumb i tysiące innych ludzi morza? Tak naprawdę trudno dociec.

reklama

Morze po dziś dzień pozostaje niezbadane i żyją w nim stworzenia, o których nic nie wiemy. Popularne teorie powiadają, że „protoplastami” syren są morskie ssaki – delfiny, które lubią ludzkie towarzystwo i często zbliżają się do łodzi, oraz manaty i diugonie. Te ostatnie, zwane także krowami morskimi, są płochliwymi, łagodnymi stworzeniami, żywiącymi się morską trawą. Mają one rozdwojoną syrenią płetwę i duży łeb, który niezbyt przypomina ludzką głowę, ale z daleka od biedy można się pomylić. Tu bowiem w grę wchodzi element najistotniejszy – ludzka wyobraźnia. Człowiek często widzi to, co chciałby zobaczyć, a legendy o tajemniczych mieszkańcach morza są tak stare jak ludzkość.

Wszystko zaczęło się od kultu ryby, odwiecznego symbolu odrodzenia i dobrobytu. Liczne bóstwa płodności przedstawiane były z rybimi ogonami, na przykład asyryjska Isztar czy fenicka Dekerta. Zdarzało się nawet, że greckiej Afrodycie artyści dorabiali rybią płetwę. To właśnie grecka kultura dostarczyła nam wizji syreny, jaką znamy dziś. Nie bóstwa płodności, lecz morskiej panny o rybim ogonie, która siedzi na nabrzeżnych skałach, śpiewem wabi marynarzy i prowadzi ich do zguby. Zakusom okrutnych stworzeń oparł się sam Odyseusz, choć musiał kazać się przywiązać do masztu, by pod pływem śpiewu nie rzucić się w morskie fale.

Zachłanne boginie łase na mężczyzn
Kwestię syreniej muzyki wyjaśnia obszernie trzynastowieczny „Bestiariusz Miłości” („Le Bestiaire d’Amour”) spisany przez Richarda de Fournivala. Autor rozróżnia trzy rodzaje syren: dwa mają ciała pół kobiece, pół rybie, jeden jest w połowie ptakiem (jak harpia). Wszystkie trzy są muzykalne, z tą różnicą jednak, że jedna gra na trąbce, druga na harfie, a trzecia po prostu śpiewa. Niezależnie jednak, czy syrena trąbi, brzdąka czy nuci, jej celem jest zguba człowieka – w szczególności oczywiście łasego na damskie wdzięki mężczyzny. Ten aspekt wodzenia mężczyzn na pokuszenie często podkreślany był na obrazach i rysunkach przez uzbrojenie syreny w lusterko i grzebień. Wiadomo – kobieta próżną jest, lubi patrzeć w swe odbicie. Nawet gładka tafla spokojnego morza czasem nie wystarcza, by należycie poprawić włosy.

Syrena to stworzenie z pogranicza dwóch światów, postać magiczna, która budzi męskie pożądanie, lecz nie potrafi go zaspokoić, bo przecież nie jest fizycznie w pełni kobietą. Stąd też liczne opowieści o syrenkach, które dzięki miłości i czarom pozbywały się swych rybich atutów, by stać się kobietami i paść w męskie ramiona. Uczynienie z syreny próżnej i niebezpiecznej dla męskiego zdrowia lafiryndy przez długi czas przypisywano działaniom Kościoła, niechętnemu kobiecej seksualności. Sprawa jednak nie jest aż tak jednoznaczna. Wedle średniowiecznej teologii wszystko jest dziełem bożym, a cały świat zbudowany jest poniekąd symetrycznie. Skoro są ludzie na ziemi, mogą być i w morzu. Dalszy wniosek: zapewne i ten podmorski świat skonstruowany jest tak, jak nasz.

Jak donosił lekarz Gilbertus Germanus, w 1531 roku u wybrzeży Polski wyłowiono z morza… rybiego biskupa – płci męskiej. Nie potrafił wydukać ani słowa, wsadzono go do beczki i powieziono do króla. Tam miał na migi wyjaśnić, że pragnie kontynuować posługę apostolską pod wodą, na co uzyskał zezwolenie. Komentując to zdarzenie, autor łacińskiego dzieła „Księga Bestii” zauważał: „być może był to jednak nie biskup, a mors, bo wielu biskupów wygląda jak rozmokłe morsy”. Mors czy nie, przez wiele wieków panowało jednak przekonanie, że podwodny świat istnieje, a w nim żyją sobie syreny zarówno męskie, jak i damskie. Jedna z syrenek została nawet katolicką świętą! Rzecz działa się w Walii w VI wieku i dotyczyła morskiej panny imieniem Murgen, która przypadkiem znalazła się na statku wiozącym pewnego kleryka. Przekazy w tej sprawie są mocno niejasne, jednak wynika z nich, że syrenka przyjęła chrzest, co samo w sobie wystarczyło, by trafić do ówczesnego panteonu świętych. Z czasem syreny stały się elementem kultury wielu krajów.

W Warszawie mamy naszą polską, Duńczycy chwalą się swoją z Kopenhagi. Morskie panny opiewał Szekspir, malowali je Gustav Klimt czy Paul Gaugain. Ten ostatni stworzył nawet obraz zatytułowany „Ondine”. Bo Ondine to nimfa lub wedle pism Paracelsusa – żywiołak wody. A co z „czarnym PR-em” syren, które wodzą mężczyzn na pokuszenie? Cóż, dziś możemy powiedzieć, że morska panna to stworzenie niezależne i świadome swej urodyt, potrafiące wykorzystywać swe atuty. Zupełnie jak nowoczesna kobieta.


Stanisław Gieżyński


SIOSTRY Z BAŁTYKU
Postać pół kobiety, pół ryby jest symbolem dwóch europejskich stolic – Warszawy i Kopenhagi. Warszawscy przewodnicy opowiadają legendę o syrenich siostrach, które przypłynęły do Bałtyku, a tam pożegnały się i udały w dwie różne strony. Jedna z nich skierowała się do kopenhaskiego portu, a druga Wisłą dotarła do Warszawy i wyszła na brzeg u podnóża Starego Miasta. Polska stolica tak jej się spodobała, że postanowiła pozostać w niej na zawsze. Tak naprawdę pomnik syrenki stojący w kopenhaskim porcie jest rzeźbą przedstawiającą postać ze słynnej baśni Andersena „Mała Syrenka”. Pomnik powstał w 1909 roku na zlecenie spadkobiercy browaru Carlsberga Carla Jacobsena, który zachwycił się smutną opowieścią o pół kobiecie, pół rybie, która pokochała człowieka.

Natomiast skąd wzięła się syrenka w herbie Warszawy, do końca nie wiadomo. Najprawdopodobniej jej pojawienie się było wynikiem średniowiecznej mody na mityczne symbole umieszczane w godłach nowo powstałych miast. Najstarszy pomnik warszawskiej syrenki powstał w 1855 roku i przez ponad 80 lat stał na rynku Starego Miasta. Potem wielokrotnie go przenoszono i wrócił na dawne miejsce dopiero w 2000 roku, ale dziś można tam obejrzeć tylko jego kopię, oryginał znajduje się bowiem w Muzeum Historycznym. Inna sławna rzeźba przedstawiająca warszawską syrenkę powstała w 1939 roku. Dziś można ją zobaczyć nad brzegiem Wisły niedaleko mostu świętokrzyskiego.

KROWA, KTÓRA UMIAŁA PŁYWAĆ
„Jego skóra jest czarna i gruba jak kora starego dębu…, jego głowa w proporcji do ciała jest mała..., nie ma żadnych zębów, ale tylko dwie płaskie białe kości – jedna powyżej, druga poniżej” – takimi słowami opisał w roku 1741 diugonia rosyjski przyrodnik niemieckiego pochodzenia Georg Steller. Krowa morska to wielki ssak z rzędu syren. Gigant osiągał 4 tony wagi i 9 metrów długości. Zamieszkiwał wody północnego Pacyfiku blisko azjatyckiego wybrzeża. Georg Steller nie przewidział, że przez opis walorów smakowych mięsa i tłuszczu oraz niezwykłej skóry krów morskich wyda je na śmierć. Niebawem w stronę wysp skierowało się 19 flotylli z tysiącem ludzi załogi. Ostatnią krowę morską zabito w 1768 roku. Zaledwie 27 lat potrzebowali ludzie, by zniszczyć ten rzadki gatunek ssaków. 

Źródło: Wróżka nr 6/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl