Kto mnie dotyka?!

W powietrzu lewitowały przedmioty, pojawiały się migocące światełka, grały instrumenty zamknięte w futerałach, a zjawy obcesowo dotykały gości. Wszystko to było sprawką medium – Jana Guzika.

Był najsłynniejszym polskim medium fizycznym. I najbardziej pożądanym gościem w salonach, w których organizowano tak modne po I wojnie światowej seanse spirytystyczne. Obok zwykłych ciekawskich interesował się nim i światek artystyczny, i luminarze nauki. Wszyscy chcieli wiedzieć, czy Jan Guzik to zręczny hochsztapler, czy człowiek obdarzony niezwykłymi umiejętnościami, który potrafi wyzwolić nieznane dotąd siły.

Jan Guzik nie miał łatwego życia. Przyszedł na świat (prawdopodobnie w 1873 roku) w bardzo ubogiej rodzinie. Od najmłodszych lat musiał ciężko pracować, by zarobić na swoje utrzymanie. Jako nastolatek trafił do warsztatu garbarskiego w Warszawie. I gdy wydawało się, że jego życie wreszcie zacznie się układać, niespodziewanie uległ ciężkiemu wypadkowi.

Kiedy wrócił do zdrowia, w warsztacie zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Fruwały nawet najcięższe narzędzia, a naczynia spadały na podłogę, jakby zepchnęła je jakaś niewidzialna ręka. Zrozumiałe więc, że współpracownicy zaczęli się Jana Guzika zwyczajnie bać. Złożyli na niego donos w komisariacie policji, przez co miał sporo kłopotów.

Szczęśliwie dla Guzika w Warszawie panowała wówczas moda na spirytyzm, a informacja o niezwykłych talentach rymarskiego czeladnika trafiła do Witolda Chłopickiego. To dzięki niemu Jan Guzik zamiast rymarzem został najsłynniejszym polskim medium.

reklama


W 1891 roku udał się do Petersburga na zaproszenie Aleksandra Aksakowa, rosyjskiego psychologa i spirytysty, gdzie zaprezentował swoje niezwykłe umiejętności. Tak rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Dawał pokazy nie tylko w Rosji i Austrii, ale też w Londynie i Paryżu. W Carskim Siole wystąpił dla ostatniego cara Rosji, Mikołaja II, i przywołał ducha jego niedawno zmarłego ojca, cara Aleksandra III.
 
Był rozchwytywany przez salony, w których organizowano seanse spirytystyczne. Gwarantował bowiem widzom niezwykłe przeżycia, dlatego występował nieraz nawet kilkakrotnie w ciągu jednego dnia. W powietrzu lewitowały przedmioty, pojawiały się migocące światełka nieznanego pochodzenia, głośno grały instrumenty zamknięte w futerałach, a pióra wiedzione niewidzialną ręką pisały tajemnicze słowa.

Największą sensacją były jednak zjawy. Niekiedy przypominały części ludzkiego ciała, innym razem całe postaci ludzkie i zwierzęce. W miarę jak rosła sława Guzika, widziadła występowały coraz liczniej, nieraz w całkiem dużych grupach. Przechadzały się wśród zebranych, rozmawiały ze sobą, a nawet z przerażonymi widzami.

Na seansach Jana Guzika gościł, m.in. malarz i pisarz Stanisław Ignacy Witkiewicz. Spotkał tam podobno widmo swojej byłej narzeczonej, Jadwigi Janczewskiej, która popełniła samobójstwo. Jak głosiła plotka, zakochała się w przyjacielu Witkacego, Karolu Szymanowskim. Ponoć była z nim nawet w ciąży, chociaż słynny kompozytor raczej w kobietach nie gustował.

Guzik, niestety, nie cieszył się nieposzlakowaną opinią. Jego astralne widziadła były wprawdzie efektowne, honoraria za seanse niewygórowane (znacznie niższe niż żądały zagraniczne gwiazdy mediumiczne), lecz warunki w jakich prowadził seanse, budziły rozliczne podejrzenia. Otóż życzył on sobie absolutnej ciemności. Nie wszyscy więc dawali wiarę, że służyła wyłącznie eksponowaniu „światła własnego zjawy", jak to zwykł tłumaczyć. Niektórzy mieli go za hochsztaplera i zarzucali mu brzuchomówstwo.

Na jednym z seansów, na którym byli pisarz Władysław Reymont i aktor Ludwik Solski, zjawy odznaczały się wyjątkową aktywnością. Nie tylko ocierały się i dotykały gości, ale pozwalały sobie nawet na obcesowe szturchnięcia. Kiedy któryś z widzów, nie wytrzymawszy napięcia, bez uprzedzenia zapalił światło, na marynarce jednego z dżentelmenów ujrzano ślady pozostawione przez kaloszki bezczelnego Guzika.

Innym razem okazało się, że jedną z dam po policzku nie gładzi wcale duch, lecz bosa stopa Guzika – dama na widok stopy zemdlała. Ektoplazmę zaś, czyli substancję, z której utkane miały być zjawy, naśladowała watolina nasączona smalcem. Reymont – zainteresowany spirytyzmem i metapsychiką – ostatecznie uznał medium za wykolejeńca. Pewnego razu oświadczył, że Guzik co prawda „zapowiadał się nieźle", ale „się zmarnował".

Jan Guzik, żeby uwiarygodnić swoje mediumistyczne talenty, poddał się więc serii eksperymentów naukowych. Badało go w Paryżu szacowne grono naukowców pod przewodnictwem francuskiego fizyka Gustava Geleya. Nie znaleziono jednak dowodów potwierdzających zdolności paranormalne Jana Guzika ani też dowodów na to, że jest on wyłącznie hochsztaplerem.

Medium, choć z nieco nadszarpniętą opinią, dawało seanse aż do 1928 roku, kiedy to zabrała go śmierć – zmarł na gruźlicę.

Tekst oparty jest na książce „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej", której jestem autorką.

Paulina Sołowianiuk
fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE, shutterstock

Źródło: Wróżka nr 10/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl